Menu
Gildia Pióra na Patronite

30.04.2021r.(piątek)

fyrfle

fyrfle

W ogrodzie naszym rośnie już od dwudziestu lat mirabelka. Ziemia jest w ogrodzie bardzo żyzna, zasobna w pokarm dla mirabelki i w wodę. Nic więc dziwnego, że przez jedną piątą wieku dwudziestego pierwszego urosła i jest drzewem wielkim, przestrzennym i wysokim. Rozprzestrzeniła się w kilka głównych pni i kilkanaście znacznych konarów oraz setki pomniejszych gałęzi, na których dzisiaj kwitnie dziesiątki, a może setki tysięcy malutki kwiatków, o setkach tysięcy drobnisieńkich płatków, która to biel tworzy obecnie przepiękny zakątek, który trudno wysłowić, z którego radość mamy ogromną i poczucie, że osiągnęliśmy ludziom i ziemi wielkie dobro.

Mirabelka teraz od kilku dni kwitnie pełnią kwitnienia i w dni słoneczne oferowała pszczołom kilogramy nektaru na miód, a nam pielęgnującym wiosenną glebę muzykę pszczelich pszczół. Zapach kwiatów mirabelek jest tak niesamowicie intensywny, że nie dziwię się, że pszczoły nawet dzisiaj tutaj przyfruną, czyniąc sobie zabawę w slalom specjalny, między kroplami leniwie opadającego na ziemię deszczu. Nie zdziwiłbym się, gdyby któreś królowe zdecydowały przenieść się na długi popiątek majowy do tych dwóch pustych uli, stojących cicho i cierpiąc w starym sadzie sąsiada, obok jeszcze jednego "kwiatu" wiejskiej architektury, czyli wyndzoka, zatem mini budowli, w której sąsiad wędził boczki,balerony, szynki, kiełbasy i nawet pasztety owędzał, a wisienką na torcie było wędzenie śliwek węgierek na susz do kompotu wigilijnego. Sąsiad odszedł na wieki wieków. Odeszły jego siostry. Dzieci, wnuki, jeszcze jedna siostra, gdzieś w Polsce, w Europie i w samym Bożym świecie. Dom i wielki ogród ma dzisiaj nowych gospodarzy. Po ogrodzie śmieją się i płaczą dzieci. Może młodzi zainteresują się ulami i wyndzokiem, może jeszcze raz sad ożyje odwiecznym trybem życia. Tradycja nie musi być i nie jest wrogiem teraz i jutro.

Kiedy wczoraj zahaczyłem łysością o ukwiecone od białości, jak surówka w wielkim piecu gałęzie mamy Mirabeli, to posypały się na moje rozstrzelone włosy na obrzeżach siedziby rozumu płatki. Posypały się dziesiątkami, a wtedy spojrzałem na dół, między kurdybanki, złocienie,jaskry i rajgrasy, a tam było już ich gromada i powoli wyściełały trawnik, zamieniając go kapę, a może wielką białą chustę, symbol dobra, czystości, uczciwości, że co mi zbywa to bierz, jeśli potrzebujesz, jeśli, to spowoduje, że rozwiniesz się w mądrości, rozumowaniu, wrażliwości, przyswajaniu piękna, umiejętności tworzenia, czynienia i rozdawania dobra.

Czasem też myśli moje płyną w kierunku nazwania tej płożącej się pod stopami moimi białości śniegiem. Paradoks. Gorący to śnieg. Bardzo emocjonalny. Wywołujący wzruszenie. Nic, tylko stoję i długimi chwilami patrzę, jak sypie i przybywa go. Jak serdecznie natchnionym jest płatkami wiatr i gdy płyną w przestrzeni ogrodu jak mini łódeczki. Szybko pomniejszam się kurcząc i bilokuję, usadowiając się na wielu z nich i lecę. Lecąc pozdrawiam komary, dotykam fraktali azotu, dzielę tlen na osobne dwie cząsteczki, pozwalam się wachlować skrzydłom motyla i czynić im posługę cienia, dla moich rozgrzanych myśli, ugotowanych wręcz wyobraźni wrzątkiem. Kiedyś, gdzieś osiądę w szczelinie między skibą gleby uczynioną szpadlem, a grudką ziemi uczynioną moją dłonią przez rozrzucenie kompostu. Na palcach też osiądę kwiatu łubinu i napiję się deszczówki, skrzącej się jak diament w epicentrum kwiatu. Jak co pod zieloną miedzą, tamte zające siedziały, a żabki pod liściem babki, tak ja przybiję płatkoaeroplanem i wyhamuję pęd lotu na kałuży,aby ostatecznie osiąść pod zielenią oazy końskiego szczawiu.

Kwietniowe drzewo mirabelki, jak ogromna suknia ślubna, jak jedyność jedynemu miłość ciała ofiarowana, tylko jemu, od samej podstawówki i jak marzenie, że uczciwość będzie obopólna i nie rozwieje ją uczynek i zaniedbanie w proch i zgliszcza nawrotów schorowanej pamięci. Jak biała jest ręką góralki uczyniona z białej owczej wełny i białej bawełny, zebranej czarnymi dłońmi, biała ręcznie haftowana bluzka i białe są bacowskie spodnie w redyku na wiwat i pokrzepienie serc. Jeszcze raz i jeszcze raz roi się jak w dziecięciu, niech się z tej bieli uczyni czystość, niech się ziści serdeczność, niech dzień dobry znaczy nie wyzyskam cię, nie oszwabię cię, nie zostawię cię pustymi dłońmi za pracę urobioną uczciwymi dłońmi. Mirabelko biała jak czerw, zajmij się tymi myślami, weź ich treść, na swoje barki, bądź modlitwą i moje prośby nieść, pięknie się skłoń i wypowiedz wypowiedziane przeze mnie proszę.

Biel twoja, jasności ty mirabelko, o owocu rześkim, przywracającym życiu śpiew,muzykę i rytm. Przypominasz mi Ciebie. Poświęcenie i absolutne dobro, mimo zaspokojenia pragnienia octem, mimo, że zamiast lauru wdzięczności, to korony i korony, tylko wyplecione z pędów ostrokolca. Na chwilę nie powiedziałaś nie. Esencja jakby tamtej interpretacji. Wszystko ma swój czas. Za zło niewiarygodnym dobrem miłości ukochałaś, do piękna prawie ostatniego. Dobro powraca. Czasem właśnie Los oddaje za życia życie i pozwala żyć z miłości, w miłości, czyniąc miłość, dostając miłość, co czyni w nas wiarę absolutną w Miłość i jej i Jej Źródło. Amen.

297 779 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • kukaczka

    30 April 2021, 10:32

    ..amen 💮