Menu
Gildia Pióra na Patronite

Droga, którą samemu nie można podążać

Szecherezada

Szecherezada

Szli obok siebie. Wokoło otulała ich letnia noc, łagodny wiatr chłodził rozgrzane tańcem ciała. Dziewczyna po raz pierwszy czuła tak głębokie i… zachwycające porozumienie między dwojgiem ludzi. Prawie jakby słyszała myśli idącego obok chłopaka. Czuła, że cisza nie oddziela ich od siebie, ale na odwrót.

Wyczuła moment, gdy ten zdał sobie sprawę, że noc nie trwa wiecznie i gdy zacznie się zbliżać do końca, będzie to oznaczało koniec wspólnego czasu. Rozejdą się, by nie zobaczyć przez długi, długi czas. Spojrzeli na siebie równocześnie. Ona też to wiedziała.
W półmroku ledwo widziała jego twarz, ale nikłe światło tylko podkreślało piękne, duże oczy.
- Mów coś – poprosił.
Dotąd nie lubiła niemieckiego, szczególnie, że go nie znała. Ale uwielbiała, gdy mówił po polsku silnie znacząc słowa szeleszczącym akcentem. Uważał się na Niemca, mimo, że był nim tylko w połowie, a urodził się w Polsce.
Osoba trzecia słuchając tej rozmowy, mogłaby uznać, że było w niej wiele niedomówień. Pytania zadane telepatycznie. Odpowiedzi przekazywane za pomocą spojrzeń i uścisku dłoni.
Jej ręce były chłodne i drobne, jego duże i ciepłe. Dłonie, które gwarantowały bezpieczeństwo. Silne, acz szczupłe i długie palce.
Może tak było- telepatia. Ale to nie słowa jednak pchnęły ich do siebie, nie one pokazały to, co najważniejsze. To taniec.

Damian nie umiał tańczyć. Nigdy nawet nie próbował i nie miał takiego zamiaru. Ale jak długo można wytrzymać, gdy ciotka, babcia, nawet koledzy metodą „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” próbują zaciągnąć go na parkiet? Szczególnie, gdy pojawia się długowłosa blondynka siłą niemal próbują zaciągnąć chłopaka na parkiet i proponując krótką naukę. Tę dziewczynę poznał dziś. Wiedział, że mają jakiś dalekich, dalekich przodków, a i to niekoniecznie.
Z początku spędzali czas w grupie wraz z jej starszym bratem i jeszcze jednym kuzynem. W tym składzie wyszli na spacer, gdy godzina 23 już minęła. Dziewczyna bez trudu dotrzymywała kroku wysokim chłopcom. W połowie drogi Damian zapalił. Podejrzewała jednak, że nie jest to nałóg gdyż od początku imprezy nie zapalił ani razu. Uzależniony by tyle nie wytrzymał.
Teraz, gdy za ręce szli samotnie przez noc, również zapalił papierosa. Tym razem już zapytała. Potwierdził jej domysły i zaskoczył ją. Dlaczego palił? By zatrzymać wzrost. Nie chciał dobić do dwóch metrów, a brakowało niewiele, choć miała dopiero naście lat. Ona była od niego młodsza, przynajmniej według dowodu osobistego, i wiele niższa, mimo, że nie należała do niskich osób.
Gdy tak szli, zapatrzeni w gwiazdy, nagle on podniósł ich złączone ręce, by porównać wielkość dłoni. Jej twarz rozbłysła w uśmiechu, gdy spojrzała w górę, w jego oczy.

Kochała tańczyć. I choć nigdy się tego nie uczyła potrafiła przelać uczucia w ruch, gesty. Nigdy też nie tańczyła dla kogoś, lub przy kimś. Nie chciała by ktoś wyczytał z jej tańca serce i duszę, a właśnie to pokazywała, gdy tańczyła pełnią siebie. Tańcząc pozwalała by jej ciałem kierowały najgłębsze emocje, te ukryte i wrażliwe na krytykę.
Po raz pierwszy zrobiła to tylko dla niego. Od kilku godzin pojawiała się na parkiecie, ale dostosowywała się to innych tancerzy, włączała w koła, bawiła się. I nagle znów wszyscy zaczęli się poruszać w nieregularnym kole. Zespół śpiewał i grał unowocześnioną wersję „…a ty pokaż swoje nogi…” w kręgu, po raz pierwszy stał również Damian. Pod wpływem impulsu, niezrozumiałego pragnienia Kazia w ułamku sekundy znalazła się w środku. Cały ten żar i głód dostrzec można było w tych szybkich, zwiewnych krokach i ruchach.
I choć wokoło było tak wiele osób, ona czuła jakby była sama, tylko dla niego. Gdy melodia ucichła niemal zbiegła z parkietu, odwracając się do okna.
Po pierwszej, gdy za oknem świeciły już gwiazdy, młodzież wyniosła się do pokoju obok i usiadła w fotelach. Kazia opadła na jedyny wolny, obok Damiana, w kącie. Gdy muzyka ponownie zaczęła grać, chłopak spojrzał na nią iskrą w oczach, zachęcająco kiwając głową w stronę sali. Przepuścił ją przodem i znów znaleźli się wśród tańczących. Zmieniali style, ale on wolał wracać do klasycznej postawy, gdy partner trzyma jedną rękę blisko na talii dziewczyny, a ona na jego ramieniu. Potem to ona zmieniła figurę, kładąc ramiona na jego ramionach, a jego dłonie układając na swojej talii. Poruszali się tuż obok siebie. Tańczyli tak jakby byli sami na parkiecie. W pewnym momencie dziewczyna gwałtownie podniosła głowę.
Patrzył na nią, z uwagą, intensywnie. Czas się zatrzymał. Po tej ulotnej chwili uśmiechnęła się do niego, uśmiechem rozkwitającym jak pąk kwiatu.
Szalona, piękna, porywająca – tak o niej mówili patrząc na wirującą w tańcu szczupłą sylwetkę. A on? O pewnie też tak myślał, patrząc z zachwytem na wdzięcznie prowadzącą ten taniec partnerkę.

Gdzieś daleko od przemierzającej pod księżycem pary, zagrzmiało. Gdzieś daleko od nich błyskawice przedzierały niebo, znacząc ścianę oddzielającą nas od Raju. Ale dla nich teraz na ziemi był raj. Nie potrzebowali nieba, będąc razem. Ale ich czas się kończył. Wiedzieli, że jeszcze powróci, ale jedyne, czego pragnęli teraz było to by wykorzystać tę chwilę jak najlepiej, by pozostawić wspomnienia, które istnieją przecież wiecznie.
Po godzinie ich czas został przerwany. Szukali ich. Powoli wrócili. Idąc przez ciemną ścieżkę ogrodu, niemal nie widzieli drogi. Dziewczyna szła, kurczowo trzymając się ręki chłopaka, pół kroku za nim. Gdy byli już prawie u celu, on położył jej delikatnie rękę na ramionach. Prawie tego nie zauważając, instynktownie objęła go w pasie. I wtedy zobaczyli kilka metrów od siebie, stojących w świetle czekających. Jeszcze ich nie zauważyli, ale puścili się od razu, jeszcze chwilę trzymając się tylko za ręce. Potem dziewczyna zwolniła, przepuszczając chłopaka do czekającej na niego rodziny. Damian zaczął po niemiecku wykłócać się z siostrą.
Bezszelestnie zniknęła w budynku. Podobno szukała jej ojciec, chciała mu tylko powiedzieć, że już jest, i wrócić się pożegnać. Zatrzymał ją na chwilę. Z trzepoczącym jak w klatce sercem błyskawicznie zbiegła ze schodów. Samochód już znikał w bramie. Chciała wyć, ale niby spokojnie spytała cioci, czy Damian już odjechał. Tak, przed chwilą. Babcia nie wpuściła do na górę, mimo, że chciał biec.
Stała, sama pośród nocy, a wokół niej błyskała i grzmiała burza. Stała, ramiona opadły, opadła maska spokoju, łzy napłynęły do oczu. Stała wiedząc, że traci coś, co przecież jeszcze nie było jej. Wiedziała, że wreszcie odnalazła właściwą ścieżkę ku Miłości. A taka jest tylko jedna. Ale wiedziała jednak, że na tej ścieżce jest jeszcze daleko od ostatecznego celu. Bez jego ręki, nie pójdzie dalej. I wtedy, patrząc na tylne światła samochodu znikające w ciemności, podjęła decyzję. Usiadła na ścieżce Miłości i czekała na Damiana. Wiedziała, że przyjdzie, już na niej był tak samo bliski celu jak ona, ale za daleko od niej. Czekała.

1412 wyświetleń
40 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!