W nicości, niczym powietrze poruszam się.
Pustka przejawiająca się, szczęściem.
To własne odbicie, szklane, nieklarowne, aż nadgorliwie przejżyste.
Rozmywa się.
Widok szklanki, jeszcze pełnej, szczęścia, zarazem smutku.
Własnego wizerunku.
Rozmywającego się.
Whisky zwierciadłem, niewyraźne. Z nad szkła, na barmana.
Przesuwam ospale wzrok, rejestrując parzyście.
Nieistotne.
Odwlekam twarz zmęczoną. Wskutek czego ? Gapiąc się przez ramię.
Lustrzane odbicie.
W istocie trunku.
Jednoznaczny ? Nie. Każdy jeden oczywisty.
Barman, dwóch gości przy stole, ze wszystkimi się witam.
Są tu stale. We mgle, absurdalnie widoczni.
Niewyraźny, w świetle porannym, budząc się. Sięgam po szklankę, kojącą pragnienia.
W zbitym kieliszku jej wyraz.
Pamiętam!
Ale nie znam imienia.