A ja myślę, że pisanie to jak budowanie z klocków lego albo układanie puzzli. Z tym, że nie ma gotowego, wiernego odwzorowania tego, co człowiek chce stworzyć, a jest wyłącznie pewien szkic, koncept, ogólny zarys, który wymaga uzupełnienia wyłącznie po to, by następnie poszczególne kwestie usuwać, zmieniać poszczególne układy i szyki. Także umiejętność badania granic pomiędzy "obiektywną" rzeczywistością, która jest dość przedmiotowa, a subiektywną rzeczywistością, która jest bardziej wrażeniowa. I umiejętność przechodzenia w płynny sposób z potocznego języka, czy języka [...]
Pisanie nie jest tym co się mówi. Pisanie to parodiowanie, to wcielanie się w kogoś zupełnie innego, inaczej to by tylko pamiętniki krążyły. Tak sobie myślę, że piszący to też trochę aktor.
A ja myślę, że nie tyle wcielanie się w kogoś (zupełnie) innego, co dobra znajomość siebie samego. Umiejętność wydobywania z siebie (podobnie jak aktorstwo). W końcu nic, co ludzkie, nie jest nam obce. Coś, co nie miałoby choćby nikłego związku ze mną samym, byłoby fałszem, czymś powierzchownym. Byłoby naznaczone błędem, brakiem zrozumienia istoty rzeczy. Nie mogłoby „przemówić” do czytelnika.