Życiem dziwnie znudzony, uśpiony Schodzę..Nie, spadam w dół W korytarzach myśli zagubiony Wykładam je wszystkie na stół Dziele na pytania i odpowiedzi Z prawej dobre uczynki, z lewej me grzechy Lecz wcale nie mam zamiaru iść do spowiedzi Z lewej kładę smutki, z prawej uśmiechy W prawym rogu radości, w lewym gorzkie łzy Stołu nóg trzask słysze jeszcze cichy Spada śniady obrus i z wazonem oschłe bzy Spada, to co było na stronie prawej Te kilka rzeczy dających mi siłę Spada, ogrom tego co było na lewej Te rzeczy, już nie tak bardzo miłe Teraz to wszystko leży na mnie Śmiertelnym uściskiem przydusza do ziemi Wołam o ratunek,Proszę,Nie,nie! Oślepia mnie, blask niebiańskich promieni A może żar ognia, płomieni piekielnych Odchodzę, i choć wolność jest już tak blisko Żałuje, bo choć zaliczam się do tych niewiernych To chciałem wejść tak bardzo wysoko, a spadłem tak nisko...