Życie mu się obrzydło Śmiercią słone łzy zapił Nie chciał pamiętać co jest, co było Schował swój miecz na wiatraki Krzyki, szepty, rumory, śmiechy Odeszły bez godności, zastygłe na wargach Próbowały jeszcze cicho krzyczeć „niestety” Zamilkły przy ludzkich spojrzeniach i wzgardach Swój sen uśmiercił, zasypiając na wieki Niewinność podkreślił bladością lic Błękitne oczy przykryły powieki By zostało we wspomnieniach coś więcej niż ‘nic’…