Znowu zstępuje we mnie jesień Ta kalendarzowa i duchowa Gniewna, ale szczera do bólu Przystępują do mnie i gnieżdżą się Zgwałcone myśli terrorystów W plamy krwi Ofiar ich samobójczych nienawiści Nie ma w nich obiecanego raju Są obojętne na Allachowe dziewice Wszystkie kilkadziesiąt
Kolejna fala jesieni zstępuje W mej chorej wyobraźni (Wszak bluźniercy muszą być chorzy) Jezus z Mefisto grają w makao I wcale nie o moją duszę Po prostu ze mną bawią się git
Czas na szczerą bolesną jesień Pora wam uczciwie rzec Makolągwy kościelne próchna Pod każdym względem próchna Chrystus powypieprzał by was z mszy Wkurzacie go i mnie pierdami Kaszleniem plotami i tym zawodzeniem A wy durni rodzice Na cholerę wpychacie wózki Wasze pociechy drą mordy Żałując wystygmatyzowania ich chrztem I tej wrednej pseudo religijnej indoktrynacji
Świątynia wkurzeniem i totalnym rozstrojem Nigdy więcej więc mszy Wykonało się - Amen