Zapada kolejna mroźna, ciemna noc w sercu i myślach moich... Brnę przez mrok, wyciągam ręce przed siebie niczym ślepiec. Z nadzieją rozglądam się, by znaleźć choć jedną małą gwiazdę.
Nie widzę przyszłości, jej wizja nie oświeci mi drogi. Nie teraz...
Tylko przeszłość jest otwarta, a w środku niej, pośród ciemnych mar... stoi puszka. Jak gdyby Pandora w roztargnieniu zostawiła, zgubiła...
Jedyna rzecz w pomieszczeniu, a wokół puste ściany.
Kładę się na czarnym dnie więzienia, jako zagłówek biorę zgubę i płaczę... Czarne łzy płyną po czarnej twarzy.
Ileż lat minęło, odkąd tutaj leżę? Ileż to już lat sama, bez nadziei?
Serce wyrwałam, krwawi... Niech to się już skończy! Gorzej być nie może, nawet z tą Puszką Pandory...
Otwieram, może przyniesie koniec tej udręki, zabije...
Czarne palce podnoszą wieko...
Cóż to? Spałam? Miałam koszmar senny?
Leżę pośrodku swego pokoju pełnego barw. Ktoś puka do drzwi... "Kochanie, jesteś tam?" "Tak, tak... Już otwieram!"
Aczkolwiek nie do końca mrok. ;) Trochę przeciwieństwo Twojego "heliofobic", chociaż bardzo mi się podoba, a końcówka jest rewelacyjna. :D Są podobnie zbudowane... Najpierw opis jednej rzeczywistości, a następnie obrót o 180 stopni. :)