jej rozwiane włosy w których zatraca usta lipiec chwiejący się od woni migdałów zapachu zbutwiałego drewna spływający na odsłonięte ramiona wstążką słońca w szczupłej dłoni kilka mleczy zerwanych pośpiesznie urastających do oczu potokiem lata jakby można było przygarnąć każde ciepło choćby na dwa uderzenia serca
zatrzymaj ten kadr jej włosy rozwiane jak górski spacer rumiane policzki muśnięte lotem wróbla gdy trzymasz ją w objęciach zwiniętą pokonaną całując bladą głowę całując chustkę
zatrzymaj ten obraz powieś go na ścianie świadectwo trwania
Nie wiem, skąd się bierze zawiść Polaków, nie wiem skąd w ogóle biorą się Polacy. :D Potrafisz, ja nie piszę niczego nadzwyczajnego, ale jak sobie wmówisz, to faktycznie nie. :)
Do pisania trzeba mieć drugie serce, ale niestety ma się tylko jedno i dlatego niektórzy poświęcają mu jeszcze życie. ;) Dzięki za miłe słowa, ale bez ukłonów poproszę, nie jestem godny takiej atencji.
Ależ Marcinie, czym sobie zasłużyłem na taką miłość?;)