Kazali pisać o Wysockim
Wołodja krzyczą się zachwycając
A ja im powiem ruski był skurkowaniec
Więc czytając i śpiewając
Skubańcowi patrzę między wersety
I pisząc szczerze nie należę
Wiem tylko że Kaczmarski
Napisał mu cudne epitafium
I Kazimierz wspaniale go tłumaczył do gazet
Kiedy jeszcze były polskie
Jeszcze wiem że z ludźmi żył
Blisko tego zwykłego
Przeklinającego walącego
Odorem papierosa i wódy był
Napiszę więc mu parę zdań
Z dzisiejszego na ranka
Że na przystanku widziałem
Tyle mord zacharowanych
Prawie codziennym piciem gorzały
Częstym biciem żon i konkubin
Mordoczynami i rękoczynami
O miedzę o spadki
O żonę dla syna
I przydałoby się jeszcze
Przesunąć płot sąsiadki
I o wciąż więcej i więcej
Nic nie straciłeś że nie żyjesz
Nic się kłerwa Wołodja
Tak naprawdę
U początku
I u końca
Nie zmieniło
Nawet geny
Przenoszą te same
Brzydkie ryje
Że wredote widzisz
Od pierwszego krzyku
Na porodówce
Autor