Wieczorami...
Wieczorami....
Wieczorami patrzę na księżyc.
Obserwuję, jak chmury zasłaniają go co jakiś czas.
A w dłoniach...
w dłoniach ściskam zdjęcie.
Nie byle jakie, tylko nasze.
Wspólne, ostatnie.
Ja , uśmiechnięta, wpatruję się w obiektyw.
Ty, roześmiany, obejmujesz mnie czule w pasie.
Stojąc przy oknie, przymykam powieki...
Księżyc znika.
Wiesz, doskonale pamiętam, co było później.
Twój oddech na moim policzku,
Delikatne muśnięcie mych warg.
Przyśpieszona krew, wirujący wokół świat.
Słońce na niebie oświetlało nas.
I to niemające granic szczęście.
Ah! Patrzyłeś na mnie z miłością,
Niezapomnianą czułością.
Otwieram powieki, znów płyną łzy.
Wyrywam się wspomnieniom, tłumiąc krzyk.
Patrzę na księżyc i widzę siebie w nim.
On, samotny, sztucznie uśmiecha się nocą.
A ja? Gram codziennie, zawsze to samo.
Przykładam Ciebie do serca i szepczę :
Kochaj i bądź.
Autor