W czerni oczu mieszkała śmierć. Rozmyty jej obraz, przykryty bólem. Pod pasiakiem, między żebrami gwiżdże wiatr, ciągnie chłodem po ziemistej skórze.
Jak pies szczeka. Tylko nie po niemiecku. I nie ma nawet jednej drogi ucieczki od przerażeniem płonącej ciemności. Tylko przez komin. Tylko do nieba, a Bóg go przyjmie.
Przecież czeka na każdego Jezusa. Proste. Proste jak drut.