Umieramy nieprzerwanie od chwili narodzin Tkwiąc w przekonaniu że to fatalizm Dopiero gdy swej inności widzimy zalety Pragnienie życia chce śmierci zaszkodzić
Przemierzam zatem równiny gdzie w dali Próbuję to dostrzec zawężając źrenice Horyzont płaski cień kładzie na szali Lecz okręt nasz tonie - zrywając kotwicę
Czas niepokoi ale nas nie mami Nieprawdą jest że być tak musiało Stoję nad grobem - ciebie oszukali I w takiej chwili życia jest wciąż mało