Straciła prawo do świata. Podzieliła się jak strzykwa u Szymborskiej, ach, w niebezpieczeństwie. Pewnie szła ulicą, on jechał zadowolony z siebie. Może go zauważyła, spojrzała i uśmiechnęła się jak kiedyś do mnie. Później usłyszała pisk, ostatni wrzask tego czterowymiarowego świata. A może wcale nie - może on nie mógł znaleźć hamulca. Kolejny był krzyk, przerażone spojrzenie prosto w jego oczy z tą oczywistą i bardzo spóźnioną prośbą. On, choć widział, nie wiedział, że na niego patrzy. Potem było sporo dynamiki - siła, góra, dół. I wtedy nagle straciła prawo, straciła prawo do świata, a może stało się to trochę później albo trochę wcześniej. Przed nie znała dnia ani godziny, teraz tylko ona ją zna, no i On.