Pędzę szybko dwadzieścia po ósmej W ustach jeszcze kanapki kęs Pospiesznie szukam zapalniczki O jest! Odpalam w biegu mentolowe świństwo Chwilę później gaszę przy dworcu Wbiegam po schodach ruchomych Znów cholerne babsko taranuje mi drogę Tupię nogą Ale jesteś Ty Ten sam jak co dzień za przystankiem Wiem już, że dziś zdążę Zegarku niezawodny
Dziękuję Kochani. Wkradł mi się byczek, bo ja biegam tak dwadzieścia po siódmej, a nie ósmej. A niech tak zostanie. Swoją drogą dziś dzień inny, zgubiłam zapalniczkę, a kolegi od dwóch dni nie ma, może jest chory... Hmm...