Palcami przeplatam złote komet nici- W los ciemny mkną szczęśliwi ślepcy wolności. Tak blisko... daleko! Gdy przepaścią przebici - nieboskłon unosi zwłoki ziemskiej próżności.
Wyśmiany... Któż śni o gwiazdach, gdy korzeń krwi trzyma? Kto światło dnia odpycha dla złej wieczornicy? Spacerem zemdlonym gnam - któż mgłę powstrzyma, Co sinobrodą okala w półmartwicy?
I nurt skrzący nadejdzie, jak spocznę znużony Wśród warkocza, któren dłonią niedosięgniony, Wyśmiawszy śmiertelne oblicza i czyny marne
Zastygnę powabem tam, gdzie bezdenie czarne Otchłanią pierzchnę od zwierzęcej rozpadliny W granatem cieknące bajeczne doliny.