Odlicz mnie Boże sobie od podatku za me usługi za przegraną w karty za długi wypłakane krwią przepisywane na tafli błota zimowego przy deszczu grudniowej niedzieli gdy autobusem czerwonym los mi miłość oddzielił. Wybacz mi lamenty pięściami wybijane na ścianach ryzyka gdy kolory w paski zebrą wypisane czarno-białym piórem kryją się za górę. Podnieś mnie raz jeszcze z amoku rozpędu ustępy bywają puste a ja w chwilach zapędu obijam emocje o mury wyniosłe. Ulecz pukanie rąk moich i martwicze serce Stwórz we mnie ogród wielki i fontannę z wody Gdy stłuczone nadgarstki oderwę od ziemi Strzeż mnie w chwili srogiej daj drogę nadziei.