Nienawidzę poranków pijanych światłem wstającego słońca niszczącego resztki lekkiego snu w którym żyjesz od dawna...
Jeszcze chwilę temu trzymałeś mnie w ramionach jeszcze ocierałeś mi łzę jeszcze szeptałeś że ze wszystkim podołam że minie to co złe...
A ranek mówi mi że nie spojrzysz na mnie dopóki ona jest blisko bo jesteś jej jak ja Twoja i nie wystarczy mi jego szept i jego ciepło nie wystarcza mi chociaż moje serce rozdarte jest pomiędzy was obu...
Nienawidzę świtu który ujawnia tą podłą tajemnicę spod moich powiek topiącą się we łzach słonych niczym morze w którym sama chciałabym się zatracić...
Kocham zmrok kiedy do mnie powracasz a ja znów jestem sobą bez makijażu z odsłoniętym smutkiem na szarej twarzy... Wtedy jesteś choćby złudzeniem ale moim moim...