Nic się nie odradza, nie tworzy na nowo słońce rozpływa się gasnącym złotem Świat ciszą milknie, w mlecznym spojrzeniu pokładając na ziemi kolorowe warkocze
Już mnie cień drzew zwiędłych dotyka Chłód wilgotny po ciele błądzi Pod nogami ocean korowodem szumi melancholijną pieśń popołudniowej słoty
Lecz nim zasnę, wraz zresztą świata Stając się jak on, białym obłokiem Obiecaj mi Pani, że zaczniesz do mnie wracać Wraz z pierwszych ptaków odlotem.