Na drodze kamienie i strugi dżdżu. Słońce przez zapomnienie Zajrzało tu, A my, jak warkocz wariata. Uśmiechy na końcu świata I każdy śmiech gromko tonie Wzniecony przez skrzydeł dłonie, A my jak upalne tornado Rytmiczną kawalkadą. Dwa pędzle mistrza cieni I posrebrzeni i pozłoceni. Kalendarz nie zmienił nic, A przecież ja i właśnie Ty, Ja śpiewam "leć!" , Ty wzdychasz "Płoń!" , W tysiącu świec Cwałuje koń, Dopędza grzywę iskier snop I krzykiem ust wybija skok. Cichnę w objęciach Twojego oddechu zdjęcia. Sekunda spadła na podłogę , Opuszek pocałował brodę. Znieruchomieliśmy nad dnia progiem, Między zapachem dżungli a Bogiem.