może nie powinnam była osiadać w Tobie i marznąć rok za rokiem do końca w połowie docierać z sercem z przekrojem siebie i tulić tego w sobie zamykać i chronić zasychać w tym nieuchronnie powielać rozmnażać każde najśmielsze oblicze miłości
przymykać oczy sucho doglądać wciąż siebie w pęknięciu duszy modlić się do nieboga
płakać rankiem po snach obrazy minione i strzępki ich wieszać na ścianach ogromne gdzie sięgnąć wzrokiem to one drgają mną
ale ja sobie nie pomogę zostanę poczekam na koniec utonę w Tobie na zawsze