Miejski żywot powstaje wraz z ponurym brzaskiem poranka, szelfowa chmura swym rytualnym tańcem zatacza krąg, pochłonięta pląsem zdaje się zasłaniać piękne, błękitne przestworza. Spostrzegłszy te dziwy, zakładam słuchawki, podążam przed siebie, wyruszam donikąd a muzyką zagłuszam ciche lamenty mej duszy. Mijam przystanek wyrzeczeń, osiedle rozpaczy, aleje złudzeń. Miasto spowite smutną, szarą mgłą zdaje się zasypiać, otulone tonami szkarłatnych smug szarości ... Panie, czy ta wizja to projekcja mej podświadomej udręki ? Oh, ulecz moje wnętrze, gdyż oczy spostrzegają rzeczywistość przez pryzmat cierpiącej duszy ...