Krzysztofie Kamilu coś kochał wbrew czasom stojącym w szpalerze szyb jak ugięte szubienice urodź się ognikiem białą laską do odnajdywania ścieżki pośród mroku dla obłąkanych i wzgardzonych bądź zorzą co wzniesie ich sen ponad powiekę kulą która przeszyje dusze strwożone
ptaku serca Haliny Poświatowskiej odżyj tkliwą dobrocią w pokornej posłudze zakonnej siostry ocierającej sine wargi starca w ciele sparaliżowanego dziecka nadaj cierpliwość jej wątpieniu siłę zmęczonym ramionom
Jarosławie Borszewiczu co umarłeś żyjącym czerwcem tak cicho jakbyś przymykał tylko furtkę za ostatnią strofą zostań choć zimę dłużej jesteś potrzebny tym błądzącym dłoniom rozkochanym w poezji dla których braknie światła by przebrnąć przez noc