kolejna noc wymazuje portrety które ujmowaliśmy kiedyś jednym letnim spojrzeniem
i tęskno za snem w którym patrzyło się w zarysowane twarze co w kącie oka rozpychały się po źrenice - w bezsenność
zapomniany kontur człowieka w którym cień gdzieś prześwituje przez palce jak przez stłuczoną szybę zza której chętnie wyjrzałbym popatrzeć jak mi tęskno było wtedy pomachać na pożegnanie
które to już okiennice pozamykane przed światem bo coś wypadło ze zmęczonych zawiasów
i trudno patrzeć wieczorem jak w latarniach cichnie ostatnie światło
czułe beztroską potknięcia rozrzucono gdzieś wraz z wiatrem i brak drogi w której można by siebie pominąć
stopa w stopę parzyć pod nogi życie o niebo skracać i nie sięgać gwiazd - wciąż bawić się z nimi w ciemno
ale jest sucho mniej wciska się bardziej umiera tu śmierć a sen wygląda choć odrobinę