Ja, poeta wędrujący i zdziwiony wielce, Nieszczęściem do muru przyparty I biedą, i wiekiem, Na którym piętrze głupoty, czy ignorancji mieszkam Nie wiem. Jednak perełki słów odliczam, jak różaniec, W nadziei Odkupienia, i że dostąpie światła Uniesienia I wszystko zasnuje spokojem Sam z sobą zgodny i cichy, Jak największa tęsknota za Czystością, Która mądrym spojrzeniem Świat Muska.
W marzeniach sennych wędruję alejami Wśród palm cienistych, Gdzie moja piękna zawsze Nefertiti, Która nie zaznała starości, Zamyślonym spojrzeniem zmarszczoną wodę Ucisza I dłoń w gest znajomy wkłada pochylając głowę, By błogosławić Buddę i z Nim całe Królestwo. W zanadrzu kryjąc Skrypt Zjednoczonych Żywiołów I Papirus Tajemnej Proporcji - ucisza swoje istnienie Przed progiem Najwyższej Medytacji.
A nad brzegiem Nilu chłop obmywa stopę, Cierń z pięty wyciska - w modlitiwe cały i w bólu.
Rzekłbyś - Nieprzeliczonych istnień forma W totalnym królestwie Bytu i Cierpienia W Przestrzeni Przepadłych Wydarzeń.
Na próżno szukać w zwojach skarbów Aleksandryjskiej Biblioteki Recepty prostej...