Gdzie tylko spojrzysz dzika preria się rozciąga; Czerwone słońce szczyt wędrówki swej osiąga Roztapia błękit – trawy osłoną zaciąga... Razi wzrok zwierza.
Ogromna pustka przeraża ciszą przestrzeni, Punktu oparcia dla oczu nie ma na ziemi. Gdzie spojrzysz – preria spalona żarem promieni... Dokąd myśl zmierza?
Czy za mustangiem dzikim, kłusującym rączo, W którego żyłach po przodkach, znajdziesz krew wrzącą? Patrz, obejrzał się i mrugnął okiem znacząco... Śle Ci spojrzenia.
II
Razem z ogierem czarnym i lśniącym jak smoła Marzenie Twe gna; czy szybkości tej podoła? Mustang ma skrzydła z wiatru – swoboda go woła Łuk z chyżą strzałą.
Co Ty uczynisz, by jeszcze dziś go nie zgubić? Wzrokiem go ścigasz – rzeczywistość musisz rzucić I jak on, błądzić po prerii – balladę nucić „Pieśń życia” śmiałą.
Wyruszaj na łów, rumaka swego osiodłaj, Chytrze, przebiegle zwierza trop świeży rozpoznaj I na drodze swej ślady mokasynów spotkaj... codzienność małą.
III
Tropy bizonów prowadzą w Góry Skaliste, Których stępione szczyty tną niebo przejrzyste, Czerwień słoneczna rozrywa powietrze czyste Mdłym drgnieniem wiatru.
Nim Ty dojdziesz do wąskiej, górskiej przełęczy Już ktoś za życie Twe może sobą zaręczyć. To niedźwiedź grizzly, któremu wiatr na kłach jęczy Nie zna on żartów.
Twe doświadczenie morderczość szczęki przerasta. Wobec celności Twej kuli – niczym jest paszcza Skrwawiona śliną. Im bliżej, pewność Twa wzrasta On, ostrzy pazur.
IV
Godzina drogi jeszcze przed Tobą, nie wąskiej, Ciemnieją chmury, przekrwione zasypia słońce. Z trudem dostrzegasz ślady na skale niknące Zmęczone oczy.
Szukasz przystani nocnej do świtania brzasku, Konia kierujesz do anemicznego lasku, Z rozkoszą słuchasz ogniska małego – trzasku. Sen Cię zaskoczy.
Wtem za plecami cień oderwał się od ziemi, W jego oczach złoty żar ogniska się mieni. Podeszło cicho, znikło wśród czarnych odcieni To widmo nocy.
V
Drgnięta przeczuciem sen z powiek gwałtownie zdzierasz Chwytasz fuzyjkę, pieszczotliwie ją zadzierasz... - Znasz już Apacza, choć przyjaciół nie wybierasz Szlachetność cenisz.
On delikatnie, cichym, melodyjnym głosem „Siostrę” pozdrawia i przed złym ostrzega gościem, Za którego dziś wyruszył, na łowy tropem Lica rumienisz.
Myśl błyskawica w głowie Twej świta jak zorza, Ranisz go wzrokiem jak błękitnym blaskiem noża. Sercem coś targa i czujesz po czubek włosa... W wigwamie siedzisz.
VI
Apacz dostrzega zmianę w wyrazie Twej twarzy. Rumiane lico, w oczach płomień, który parzy... Może poznał już, że ktoś go uczuciem darzy Napiął łuk tęczy...
Sprężył się cały, skoczył i porwał w ramiona Strzelbę – kochankę. Zmierzył, gdzie ściana zielona; Huknął strzał gromko – charczy grizzlica zraniona. Cięciwa jęczy...
Świadkiem w bezruchu, wszystko sekundy zabrało. Serce Twe bije, do zwierza zbliżasz się śmiało, Wzrokiem swym mierzysz na ziemi leżące ciało Twój Apacz zręczny.
VII
Migot refleksów, czerwonych promieni słońca, Ostatnie tchnienie dnia dążącego do końca, Jak rosę z kwiatów na bezwonne prerie strąca Misternym haftem.
Wydłużone drzew, sine cienie nikną w mroku. Księżyc – wędrownik zanurzył się w gwiazd potoku. Z serca zawiało przenikliwym tchnieniem chłodu Poezji wiatrem.
W tę noc pogodną tylko marzyć by się zdało O kimś dalekim, kogo, by się wciąż kochało. Ale wspominać niespełnione to tak mało, Jak kochać – żartem.