ciemno mi przed dłońmi mroczno- nieskalanie widzieliśmy sny w snach bezpańsko- naszych słuchaliśmy bezbarwnych stóp- odchodziły nieustannie ten jeden raz …
II
opadały oddechy rozpalone przyspieszone- roztętnione w barwach błękitu rozrysowałam Twoje dłonie brzęczała pszczoła, wrzeszczała gdzieś przy porzuconych koronkach- bawełnianych zbrojach trawa bezgłosa otworzyła się łapczywie pod naporem stanowczego pocałunku, dotyku, muśnięcia
jej- jego jeszcze podzieli krople słów ...na przebudzenie nie czas –orzekł- zadrżała…
III
rozmruczała się ta cisza wszeptana w samotność rozpłakała się zniecierpliwiona czekaniem na odchodzącego.