Ciemność nastała, a ja dryfuje. Unoszę się w górę, w dół, podtapiam się i wynurzam z mętnych wód samotności. Pocieszam się, że znajdę ląd. Stały, bezpieczny, bez zmartwień, bez trosk, wśród zieleni, ląd z mej nadziei. Lecz gdy ostatni włos pod wodą znika - topielcem nadzieja, a wraz z nią otucha. Umieram w zimnie, wśród blasków księżyca. Bez Ciebie, bez ludzi, w głębinach zanikam.