Menu
Gildia Pióra na Patronite

Cztery dni lipca, czyli fraszka o wakacyjnej miłości

Był to lipiec, miesiąc gorący,
milionem niespodzianek zaskakujący,
lipcowa środa bajką się stała,
letniej historii początek dała.

Był On i była Ona,
głupi raniący i głupia raniona.
Kiedy z porażką się pogodziła,
z ust jego szansa ją zaskoczyła.

Usiadła obok Niego, On obok niej siedział,
Upragnione zdania ku jej zdumieniu wypowiedział.
Że wyjątkowa, że mu zależy,
że teraz tylko jej swoje serce powierzy.

Usta i nogi i lewa dłoń drżąca,
I w Jej oku mała łza płynąca.
Słynnych porażek czas miał się skończyć,
Z kimś tak cudownym los miał połączyć.

Tego wieczoru ust usta dotknęły,
zachłanne oddechy nawzajem się chłonęły,
łakome spojrzenia nienasycone
i jak na głupim filmie, dłonie splecione.

Dnia następnego, tak szczęścia pełnego,
wstali pisać historię tego czwartku ckliwego.
Idąc przez dzień w różowych okularach,
błądzili ślepo w namiętności oparach.

Nadszedł piątek, gdzie wszyscy się żegnali,
lecz On i Ona spokojnie wytrwali,
gdyż żadnych pożegnań tu być nie miało.
Cóż, tylko cieszyć się pozostało.

Nocy piątkowej, w jednym uścisku,
niepokój nie dał jej geniuszu przebłysku.
Lepsza od tych co rozstanie przeżyli,
od tych co w szczęście jej nie wierzyli.

Sobotni poranek, ciepły, lecz mglisty,
nie chciał dołączyć do słodkich dni listy.
I zanim konduktorska gwizdu nuta zabrzmiała,
owa historia koniec swój miała.

2740 wyświetleń
31 tekstów
1 obserwujący
  • Myffa90

    22 September 2010, 08:32

    Piąta i ostatnia strofa ładnie napisane.
    Ale, ale całość oceniam pozytywnie.