Bałem się myśli, bałem bardzo tak było niegdyś, już dawno. Przy liście długopis samotnie, spokój głucha cisza zimna ślepa wokół Umiera atrament zabija go woda nie widzę, zatarte, zgniłe literki, szkoda. Otępienie chwili, zabite marzenia myśl, życie bądź śmierć i tak na przemian. Gdzieś, może wiesz, znaleźć łatwo wyłącznik, gasisz płomień jedyne światło. Umarła nadzieja, spokojna - jej nie ma. Wietrznie dziś. żalem wieje za bramą. Gdzie była ona? Ze mną ona została tą samą, zmienną i kruchą choć z płaczem za smutną wiarą. Jej szukać dziś, nie szukać - jutro była i jest lecz bez niej nudno.