Proces przeczytałem w liceum, czyli dawno temu. Pamiętam, że była to jedna z pierwszych lektur, która wciągnęła mnie bez reszty. Siedziałem na szkolnym korytarzu i zacząłem czytać powieść F. Kafki trochę w pośpiechu, trochę spóźniony, na przerwie, tuż przed lekcjami. Nie przypuszczałem wtedy, że będę wyczekiwał kolejnej przerwy tylko po to, żeby wrócić do lektury.
Trudno pisze się recenzję książki, która jest tak znana i znacząca. Chyba dlatego przepuszczam ją przez filtr wspomnień i własnych doświadczeń.
Autor zbudował świat, w którym odnaleźć się może każdy z nas i każdy z nas może poczuć się w nim zagubiony. Dokładnie tak, jak czasami czujemy się w realnym świecie. Główny bohater, everyman, jest oskarżony i zostaje skazany. Kara ta jest namacalna, dotkliwa, realna, mimo że przestępstwo jest niepoznane.
Wielowymiarowość tej powieści daje do myślenia. Jak daleko możemy pójść w interpretacji tego opisu? Czy nasze życie to proces, w którym jesteśmy skazani na śmierć, która jest wpisana w nasz rejestr w momencie narodzin?
Czy możemy tę powieść traktować dosłownie? Z pewnością, znamy przypadki skazanych, którzy zostali uniewinnieni po latach.
Czy Proces nabiera dodatkowego wymiaru w czasach powszechnego dostępu do Internetu? Czy można kogoś oskarżyć, pomówić i skazać w Internecie? Czy podobnie jak głównego bohatera F. Kafki system wciąga nas w swe tryby bez podania przyczyny i rozprawia się z nami bez litości? Myślę, że nietrudno znaleźć takie przykłady.
Gdzie jest nadzieja w tej książce? Dla mnie jest nią poczucie wspólnoty w doświadczaniu świata. Nie tylko ja mam tak, że czasem czuję się jak w procesie sądowym. Jest to także książka, prawda? Możemy się w niej zanurzyć, a później odłożyć ją na półce. Skupić się na życiu, zapomnieć na chwilę o wszystkim, o czym pisze F. Kafka. Możemy zapomnieć na chwilę i bez obaw, że coś stracimy, bo Procesu się nie zapomina.