Menu
Gildia Pióra na Patronite

Magdalena T.

Książki można zaliczyć do różnych grup. Są takie, które lepiej omijać szerokim łukiem, jak i takie, które umilą czas, ale nic szczególnego nie wnosząc w nasze życie. Bywają jednak też takie, które koniecznie trzeba przeczytać, nie tylko po to, żeby się zrelaksować, pośmiać czy też przerazić, ale po to by pozostał po nich ślad w naszej pamięci, a nawet gdzieś w głębi serca. To właśnie wtedy osoba czytająca żyje daną historią, starzeje się z bohaterami i dostaje narkotycznego kopa. W swoim prawie trzydziestoletnim życiu sporo książek już przeczytałam, ale nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak autorzy to robią, że czytelnik po prostu otwiera książkę i przepada. I taką właśnie książkę podarował mi ostatnio mąż, a chodzi tutaj o „Drzewo anioła” Lucindy Riley.

Po trzech dekadach Greta Simpson wraca do Marchmont Hall, urokliwej walijskiej posiadłości, którą musiała opuścić. Właściciel, stary przyjaciel zaprasza ją na Boże Narodzenie, licząc na to, że znajome kąty poruszą coś w jej podświadomości i staną się kluczem do odzyskania utraconej pamięci. Bo po wypadku, któremu Greta uległa przed laty, w jej umyśle zatarł się wszelki ślad po burzliwych zdarzeniach z długiego okresu jej życia. Lekarze orzekli, że amnezja jest spowodowana traumą. Greta nie pamięta…bo nie chce pamiętać. Czy nie byłoby więc lepiej, żeby nie wracała do przeszłości? Czy to, co może odkryć o sobie i swojej pięknej córce Avie- aktorce, która jako mała dziewczynka rozpoczęła karierę gwiazdy filmowej – nie okaże się gorsze od niewiedzy? I czy na odnalezienie miłości jej życia i tak nie jest za późno?
Co w trawie piszczy, to już wiecie z opisu, więc w fabułę nie wnikam. Ta historia jest zbyt dobra na niepotrzebne zdradzanie jej przebiegu. Wiedzieć zaś musicie, że jest to międzypokoleniowa historia, która obejmuje aż 40 lat i rozgrywa się po II wojnie światowej. Możecie sobie wyobrazić, ile mogło się wydarzyć w zapomnianej przez Gretę przeszłości, którą wraz z nią poznajemy. „Drzewo anioła” to wznowiona i ulepszona wersja powieści „Niezupełnie anioł”, która ukazała się w 1995 roku pod wcześniejszym pseudonimem literackim autorki. Pewnego dnia, podczas szykowania się do świąt Bożego Narodzenia w jej wyobraźni zawitała zasypana śniegiem Walia. Postanowiła wtedy jeszcze raz zapoznać się z treścią swojej starej i zakurzonej już książki i ta ją wręcz porwała od nowa. Zdawała sobie sprawę z tego, że po 18 latach jej warsztat pisarski osiągnął wyższy poziom i mogłaby napisać te sam historię nieco lepiej i tak też powstała w nowej odsłonie. Podobno wiele elementów pozostało niezmienionych, jednak częściowo zmieniła się charakterystyka postaci oraz relacje jakie je łączyły. Powstały nowe sceny i rozdziały, a dialogi zostały ulepszone. Co ciekawe, autorka pozwoliła żyć jednej z postaci, którą wcześniej uśmierciła.

„I jeśli dwoje ludzi się kocha, to oczywiste, że powinni być razem”
.
„Drzewo anioła” czytałam po nocach, zaintrygowana i z gęsią skórką. Przeżyłam swoje z bohaterami i wiem, że to jedna z lepszych książek, jakie miałam okazję przeczytać. Ponad 500 stron, 56 rozdziałów, 4 dekady i esencja, która pozostaje po dobrej literaturze. Czyli ideał dla miłośników niekoniecznie lekkich i krótkich historii. Jest to wciągająca i poruszająca powieść, przepełniona tajemnicą ludzkiej psychiki i jej możliwościami. Miłością, która bywa cierpliwa i znosi wiele. Tragediami bohaterów, które wywracały ich życie do góry nogami. To taka podróż w czasie. Wracamy do przeszłości, która fascynuje, wywołuje napięcie i trzyma w szponach do samego końca. To także rodzinna saga, która zadowoli miłośników takich klimatów, ale także tych, co preferują nutkę romansu i obyczajówki. Ta powieść nie tylko zachwyca tym, co jest w środku, ale także okładką, która cieszy oko, a do tego ma solidny grzbiet, na którym nie pozostał ślad po jej użytkowaniu. To niezwykle piękna powieść, którą warto się delektować i to niezależnie od pory roku.

120 wyświetleń
3 teksty
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!