Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jutro umarło wczoraj

Piotr Kielin

Piotr Kielin

- Zmarłem w wieku 35 lat, ale agonia przyszła o wiele wcześniej, jakieś dziesięć lat temu. Na początku była łagodna, powolna, nawet przyjemna. Nie zdawałem sobie sprawy, że umieram. Może zszedłem ze świata zbyt wcześnie, ale naprawdę, miałem inne plany życiowe niż umieranie w połowie drogi.... Cóż, śmierć przyszła po mnie i tyle.

Nie mogę powiedzieć, że niespodziewanie, bo byłoby to nieprawdą. Bardzo często mijałem się z nią, niejednokrotnie chciała mnie przytulić do siebie, czasami jej się to udawało. Ale ostatkiem sił wyzwalałem się z jej uścisku. Nie byłem gotowy na odejście. Gdy ostatnim razem tak sobie umierałem, bez wyraźnie określonego celu, moja zszarzała twarz nie wyrażała niczego. Oczy zgasłe, zastygłe, zdawały się być ślepe. Przez zsiniałe i popękane usta nie wydobywał się żaden dźwięk. Najbardziej szkoda mi było skóry, choć nie wiem do końca, dlaczego jej akurat. Zrobiła się jak papier, delikatna, przeźroczysta. I mimo swej wrażliwości pozwalała, by przez nią wydobywał się cały ból mojego dogorywającego istnienia. Za każdym razem wywołując krótkie, wręcz niezauważalne konwulsje.
Najgorsze jest to, że do dziś nie wiem, czy ostatecznie umarłem, bo od tamtego czasu minął blisko rok, a ja nadal żyję. Może to trochę i pogmatwane, i nielogiczne, ale tak jest. Gdy umierałem, moje ciało eksplodowało bólem, rozpaczą i nadzieją. W tym samym momencie w równie wielkich, jeśli nie większych mękach, przychodziłem ponownie na świat. I też nie jestem pewien, które dokładnie to były narodziny. Wydaje mi się jednak, że bilans moich zgonów i narodzin jest korzystniejszy dla tych pierwszych. Tak, jestem tego niemal pewny, że o wiele częściej umierałem.... Bo nawet, jeśli dochodziło po każdej śmierci do ponownego poczęcia, to nie zawsze, do narodzin. Sądzę, że znajdowałem się w stanie hibernacji, czy czegoś podobnego. Moja wola, uczucia, pragnienia, marzenia były zamrożone. Co zresztą trzyma się logiki, bo o ile mi wiadomo, wraz ze spadkiem temperatury ludzkiego ciała rośnie prawdopodobieństwo śmierci. A że w moim wypadku zamrożone zostało moje ,, ja’’, czyli mój umysł, to drugorzędna sprawa. Dla jednych miarą ludzkiego istnienia jest ciało, dla innych psychika. Kwestia gustu.
Jestem, przeto wśród tych, którzy uważają się za żyjących. Rozumiejących istotę bycia, posiadania, itd. A przede wszystkim jestem między tymi, którzy przypisują sobie nieomylność, mądrość, bogactwo cnót wszelakich. Na dodatek są piękni, urodziwi, a ich ciała stały się dla nich ogrodami życia. Ale, jak nadmieniłem, ja jestem między nimi jako ten, któremu zdarzyło się umrzeć blisko rok temu, bądź nadal walczy ze śmiercią, a może jest w trakcie narodzin. Tego nie wiem, dopóki nie umrę bądź nie narodzę się ponownie... Bo tak naprawdę trudno jest mi określić swój etap w drodze między życiem a śmiercią. Pomału dochodzę jednak do wniosku, że nie ma sensu tego roztrząsać, bo gdziekolwiek bym się nie znajdował, to i tak jestem. Najważniejsze jest to, co z tą świadomością bycia zrobię tu, i teraz. Po tylu zejściach i wejściach na arenę życia można wpaść w rutynę, ale można także być bogatszym o doświadczenia.

5937 wyświetleń
48 tekstów
7 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!