Menu
Gildia Pióra na Patronite

Love story

xXalohaXx

xXalohaXx

Zamykam oczy i w mojej wyobraźni pojawia się retrospekcja. Od tego czasu minęło 50 lat.

Ciepły wiatr lekko owiewa moje ramiona, księżyc jasno świeci nad moją głową, stoję na balkonie i widzę światła balu, kobiety w długich, kolorowych sukniach, mężczyzn w smokingach. Nagle w moim kierunku przedziera się wysoki brunet. Z odległości między mną, a nim nie jestem w stanie dostrzec koloru jego oczu. Gdy odległość między nami zmniejszyła się powiedział „Cześć”. Moje serce zabiło szybciej, jednak nie wiedziałam dlaczego, przecież to zwykłe powitanie. Widziałam jak światła przyjęcia tańczą w jego włosach, a księżyc odbija się w teraz dobrze widocznych niebieskich oczach. Nie umiem oderwać od niego wzroku, hipnotyzuje mnie samym spojrzeniem. Wtem odwrócił się i odszedł, jego krok był energiczny i silny.
Jak mało w tej chwili wiedziałam.

Stuk. Stuk. Stuk. Coś obija się o okna mojego pokoju, delikatnie, by nie zbudzić pozostałych domowników, kamyki rzucane o moje szyby są przeznaczone tylko dla mnie. Powoli i cicho podeszłam do przejścia na balkon. Za nim majaczyła jakaś niewyraźna postać. Otworzyłam szklane drzwi na oścież i wyszłam w mrok nocy, kimkolwiek jest osoba na dole, nie zrobi mi krzywdy. Kiedy znajdowałam się już na balkonie wyjrzałam i zobaczyłam chłopaka z przyjęcia. Nie przedstawił mi się, tylko wpatrywał się we mnie, jakbym była kimś kto go oczarował. W jego oczach pojawił się błysk.
- Kim jesteś? – zapytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi.
Chłopak podszedł do ściany na której rosła gęsta roślinność. Powoli lecz pewnie wspiął się po ścianie i usiadł na balustradzie, zaledwie kilka metrów ode mnie.
- Cześć – powiedział tylko, a w jego oczach pojawił się błysk.
- Kim jesteś? – ponowiłam pytanie, a on uśmiechnął się ukazując białe zęby.
- Może za chwilę sama zgadniesz. Podejdź, nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. – odpowiedział, a ja nie wiedziałam co zrobić. Wolno, małymi krokami podeszłam do niego, wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja zdecydowanie ją ujęłam, gdyż mój strach jakby się ulotnił. Delikatnie przyciągnął mnie do siebie, poddałam się temu, sama nie wiem dlaczego. Objął mnie ramionami i ponowił kontakt wzrokowy. Głęboko odetchnęłam i odprężyłam się. Chciałam być w tej pozycji przez wieczność.
- Julio… - usłyszałam delikatny szept i wiedziałam już kim On jest.
Romeem. Trwaliśmy w ciszy do wschodu słońca, a ja żałowałam, że nie możemy przedłużyć nocy.

- No wiesz, dlaczego tak o nim mówisz? – zapytałam Ellen na naszym spacerze w ogrodzie, słońce świeciło na błękitnym niebie wysoko, przebijało się poprzez liściaste drzewa, a my kroczyłyśmy po wydeptanej drodze. Victoria – służąca, kroczyła kilka kroków za nami i z pewnością podsłuchiwała o czym rozmawiamy. Ellen to moja siostra, jest wysoka podobnie jak ja lecz zamiast kręconych blond włosów miała brązowe, oczy miałyśmy identyczne, duże, morsko-niebieskie.
- A ty co byś powiedziała na wieść, że rodzice chcą cię wyswatać z starszym od ciebie mężczyzną? Przecież on jest niski, gruby i stary! Co z tego, że jest bogaty? Nie chcę wychodzić za mąż bez miłości… - zakończyła dramatycznie, a mnie po słowie miłość na myśl przyszedł pewien wysoki brunet. Po razem spędzonej nocy dużo rozmyślałam i teraz nie jestem pewna czy to nie był sen.
- Julio… - usłyszałam szept zza pnia starego dębu. Trochę się przestraszyłam, bo od kiedy to dęby szepcą. – Chodź tutaj…
- Ellen, idź dalej sama, ja na chwilę chciałabym wejść do zagajnika i pobyć chwilę sama. – powiedziałam do siostry, ta pokiwała głową i odeszła, a Victoria nie wiedziała co robić, zostać ze mną czy iść dalej za dziewczyną.
- Idź z nią, przecież nikt mnie nie porwie kiedy będę przez chwilę sama. – w końcu zrobiła krok w kierunku mojej siostry, która stała kilka metrów ode mnie i przyglądała się wiewiórce siedzącej na jednej z gałęzi ogromnego drzewa.
Gdy obie odeszły na bezpieczną odległość, ruszyłam w kierunku drzewa zza którego dochodził mnie głos, moja niebieska zwiewna sukienka powiewała na letnim wietrze. Po wejściu za linię drzew natychmiast otoczyła mnie para silnych ramion. Odwzajemniłam uścisk i już byłam pewna, że noc nie była wytworem mojej wyobraźni.
- Witaj – Romeo wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnęłam się i szeptem odpowiedziałam na powitanie.
- Co tutaj robisz? – zapytałam, ponieważ było to niebezpieczne. – Gdyby ktoś nas zobaczył mój ojciec zabroniłby ci tu przychodzić.
- Nie boję się ryzyka, ponieważ mogę spotkać ciebie. – po tych słowach zrobiło mi się ciepło, a zwłaszcza na twarzy.
- Wiesz, że nie mogę być tutaj długo, spacer z Ellen powinien zaraz się skończyć. – wypowiedziałam prawie niesłyszalnie, gdyż nie mogłam ufać mojemu głosowi.
- Wiem i to jest najbardziej piękne.
- Piękne, co w tym pięknego?
- To. – odpowiedział krótko i pocałował mnie. Gdy jego usta dotknęły moich wiedziałam, że jestem stracona. Kocham go. Całym sercem i duszą, każdym włókienkiem mojego ciała, wszystkimi zmysłami. Oddałam pocałunek z największą pasją na jaką było mnie stać, lecz i z delikatnością. .
- Julio! – usłyszeliśmy wołanie Ellen i byłam pewna, że to koniec. Oderwaliśmy się od siebie, obojgu nam brakowało powietrza. Pocałunek był słodki, bardzo słodki.
- Widzimy się w nocy. – Powiedział i zniknął za konarami drzew. Ja odwróciłam się i wyszłam na ścieżkę, nie byłam pewna niczego, nawet tego, gdzie jestem. Victoria i moja siostra stały kilka metrów ode mnie. Podeszłam do nich, a Ellen zlustrowała mnie wzrokiem.
- Coś się stało? Jesteś cała czerwona. – zapytała wpatrując się w moją twarz.
- Nie, a miało coś się stać? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a na wierzch moich myśli wypłynął pocałunek Romea.

- Przynieść coś jeszcze, panienko? – służąca zadała pytanie poprawiając pościel na łóżku.
- Nie, proszę tylko to byś nie gasiła świecy przed swoim wyjściem, mam zamiar jeszcze poczytać. To zabawne, że czytam Romea i Julię autorstwa Williama Szekspira, choć nie ma w tej powieści nic śmiesznego, gdyż oboje na końcu popełnili samobójstwo, to śmieszy mnie fakt, że ja mam na imię Julia, a chłopak, którego dotąd spotkałam trzy razy nazywa się Romeo.
Stuk. – usłyszałam od strony balkonu i wiedziałam, że On przyszedł. On, który zawładnął moim sercem, myślami i ciałem. Wyszłam, a letnie powietrze owiało moje ciało. Podeszłam do balustrady gdzie On już siedział.
- Witaj – usłyszałam powitanie, to samo co dzisiejszego popołudnia. Uśmiechnęłam się, a on ten uśmiech odwzajemnił. Zapadła pełna spokoju cisza. Słowa nie były potrzebne, lecz musiałam powiedzieć na głos to co czułam.
- Kocham cię. - Choć zdałam sobie z tego sprawę dopiero kilka godzin temu, wiedziałam, że jeżeli tego nie powiem w tej chwili na głos utracę coś bezpowrotnie. Wiedziałam, że takie coś zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu i już nie ustąpi.
- Kocham cię. – On powiedział to samo w tej samej chwili. Zaskoczeni wpatrywaliśmy się w siebie, lecz po chwili w jego oczach dostrzegłam błysk, błysk szczęścia… i miłości.
Dotknęłam ręką jego policzka, zbliżyłam twarz do jego twarzy. Nasze usta zetknęły się ze sobą, a ja zatraciłam się w tej małej przyjemności. Resztę nocy spędziliśmy na długich pocałunkach, trzymaniu się za ręce i rozmowie. Nie pamiętam, kiedy zasnęłam w jego ramionach, lecz ostatnie co pamiętam to to, że odczepiał moje ręce od swojego ubrania i kładł mnie na moim łóżku, po czym przykrył kołdrą.
Następne noce były podobne, lecz każda była wyjątkowa. Jednej tańczyliśmy wtuleni w siebie, bez muzyki, po prostu kołysząc się w wzajemnie w ramionach. Kiedy indziej po prostu rozmawialiśmy, a innym znowu razem po prostu milczeliśmy, a wszelkie słowa były zbędne.

Powoli sunęłam przez parkiet, moja czerwona sukienka kończyła się tuż nad ziemią, loki spływały kaskadą na plecy. Obok mnie dreptała Ellen, ubrana w zieloną prostą suknię. Orkiestra grała już pierwsze takty walca, a do nas podszedł On. Ellen nie mogła go rozpoznać, bo nigdy go nie widziała.
- Mogę prosić? – zapytał patrząc mi w oczy i wyciągając w moim kierunku dłoń. Ujęłam ją i powoli posuwaliśmy się po parkiecie. Po chwili dobiegł do nas mój ojciec. Odepchnął go ode mnie i krzyknął: - Trzymaj się z daleka od Juli! – moje oszołomienie nie miało miary, po chwili zorientowałam się, że po mojej twarzy płyną łzy. Romeo stał zszokowany sytuacją. Błagalnym szeptem powiedziałam „Proszę, nie odchodź”. Ojciec pchał go w kierunku drzwi. Uciekłam na chody i płakałam. Nie wiem jak długo.
W nocy wyszłam na balkon, czekałam aż się pojawi . Zaczął padać deszcz, ciężkie chmury zasnuły niebo, na nim pojawiła się błyskawica, a następnie usłyszałam grzmot. Czekałam w deszczu do rana. Nie pojawił się. Czekałam, przez następne tygodnie, co noc, w deszczy i w wietrze. Czekałam. W czasie tych bezsennych nocy wypowiadałam bezgłośnie słowa „Romeo, zabierz mnie gdzieś, gdzie będziemy sami. Będę czekać, pozostało nam jedynie uciec. Będziesz księciem, a ja księżniczką. Romeo, ocal mnie, próbują mi wmówić, co mam czuć. Ta miłość jest trudna, ale prawdziwa.
Nie bój się, poradzimy sobie z tym zamętem.”
W końcu zmęczyło mnie czekanie i zastanawianie się czy kiedykolwiek wróci, bezsenne noce wpływały na wszystkie aspekty mojego życia, moja wiara w Romea zaczynała blaknąć i po raz kolejny zastanawiałam się czy to był tylko sen.
Po kilku tygodniach zostałam zaproszona na bal z okazji urodzin przyjaciółki mojej mamy, więc wybrałyśmy się na przedmieścia do krawcowej. Tam go spotkałam. Powiedziałam: „Romeo, ocal mnie, czuję się taka samotna. Czekam na ciebie, ale nigdy nie przychodzisz. Czy to się dzieje tylko w mojej głowie, nie wiem, co mam myśleć” Uklęknął przede mną na ziemi, wziął w dłoń moją i opowiedział: „Wyjdź za mnie, Julio, nigdy nie będziesz już sama. Kocham cię i tylko tego jestem pewny. Rozmawiałem z twoim ojcem, możesz wybrać białą suknię. Skoro to historia miłosna, kochanie, po prostu powiedz "tak"...”.
- Tak. – wyszeptałam, a po mojej twarzy spłynęły łzy. Szczęścia.

2542 wyświetlenia
43 teksty
1 obserwujący
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!