Wyczekiwany listopad. Nie wiem czemu. Jak dla niektórych nowy rok, budząca się wiosna, pierwszy wakacyjny promień, tak dla mnie listopad. W duszy liczę, że oprócz deszczowych dni, przyniesie coś więcej. Moje szczęście na przyszły rok. Każdego dnia wyczekuję zmroku. Wtedy wyłania się całe piękno i magia listopada. Wychodzę na spacer. Liście połyskują w blasku latarni. Plączą się pod nogami jak małe kociaki. Jeden tylko przyjemny szmer i cisza. Wszystko rozlewa się błogo, wbijając się w skrawki pamięci. Czuć wilgotne powietrze i park, który jeszcze niedawno tętnił życiem małych dzieci, staruszków i zwierząt. Iście boska cisza, prześlizgująca się między palcami. I jedyne pragnienie, by móc ją złapać, zatrzymać… odnaleźć w pamięci raz jeszcze. Rosa leniwie słania się na trawie. Jeszcze jej nie czuć, więc wybieram zielony dywan, zamiast ławki. Znów zanurzam się w nim, czując wspomnienie poprzednich lat. Nie tych samych… tak różnych, a jednak z punktów widzenia listopada najwspanialszych i jednakowych dla siebie. Zdarzyło ci się tak? Ech, na pewno… Leżeć na zimnej trawie. Czuć jej lodowaty oddech, a jednak rozkoszować się tym małym romansem. Rzekłbym, że nawet trójkątem. Ja, trawa i niebo. Niebo tak czarne, jak węgle z osadzanymi diamentami. Ten blask… w pamięci tak mocno się zarysował. Moje niebo. Na tą jedną chwilę mogłem istnieć tylko dla niego, dla mojej trawy i dla siebie. Zapomnieć o wszystkim. Chciałbym umieć płakać ze szczęścia… Z tego piękna i nadziei jaką sobie wyobraziłem. Jedyne co mi pozostało, to głośne westchnienie. Nie kocham listopada tylko za piękno przyrody. Za zapach nagich drzew i smak wieszającej się mgły. Tak bardzo kocham listopad za nią… Za jej oczy połyskujące jak te diamenty. Za ciepły uśmiech w chłodne wieczory. Za jej dłoń, wplatającą się między moje palce. Za blask latarni w jej włosach i za mnie… Za to, jak mogłem kochać, opiekować się i ufać. Za to, że kolejne nieszczęścia świata nie przysłoniły mi wiary, że moje szczęcie jest do odnalezienie, nawet jeśli nie jest to ona. Zdaje się, że minęło już tyle lat… I nie za nią tęsknię, a za miłością do listopada. Mój listopad i nie moja już ona. Tyle mi po niej zostało… Stukot obcasów w deszczu. Mocniejszy uścisk dłoni, gdy wiatr nieposłusznie targał jej włosy. Mój piękny listopad… Piękne wspomnienia i najpiękniejsza wiara, że on jest posłańcem mojego szczęścia… Mojej tylko nadziei i wiary. Co roku karmiłem się nim. Każdy listopad był wyjątkowy. Każdy stawiał mi niespotykanie cudownych ludzi. Gwiazdki z nieba i ciszę serca, w którą mogłem się wsłuchać i cieszyć… nawet przez tą krótką chwilę. To było jak pocałunek anioła, którego ślad zostawał przez kolejnych jedenaście miesięcy. Tak żebym przeglądając się w lustrze wiedział, że jest tam gdzieś moja miłość. Leżę już kilka minut, a gwiazdy nadal mnie zachwycają. Zupełnie jakbym zobaczył je po raz pierwszy. Znów złapałem się na tym, że w zaciśniętych dłoniach trzymam źdźbła trawy, zapominając, że przecież to nie jest jej dłoń… A tak bym chciał. Wgryzam się palcami jeszcze mocniej. Z tego bólu, żalu… Z mojej niemocy. Jest tak cudownie, a nie mam komu tego pokazać. Jak można tak żyć?! Z całym bogactwem świata, nie mogąc odkrywać go z ukochaną osobą. Zaszkliły mi się oczy. Może to przez ten chłodniejszy powiew wiatru, który oznajmia, że czas do domu. Nie wiem, wiem jednak, że miłość jaką ją darzyłem została daleko w przeszłości, a dziś…? Dziś czekam jutra, w którym pojawi się nowa ona. Ta przeznaczona mi przez los. A kiedy już będzie w mych ramionach, pokażę jej cały świat. I będzie dobrze. Będzie dobrze…
Uwaga! Jest dobrze, jest wspaniale. Listopad nie zawód. I całym sercem modlę się, by to co mi przyniósł nie prysło jak bańka. Chcę wierzyć w mojego anioła...
Tekst jak zawsze bardzo dobry. Uwielbiam czytać Twoje słowa, które dotykają w człowieku coś szczególnego i wrastają w pamięć. Rodzą melancholie, by po chwili zamienić ja na nadzieje, która budzi uśmiech. Dziękuje za tą chwilę. Pozdrawiam.
PetroBlues, dziękuję za takie słowa i za obecność, miło Cię widzieć w moich skromnych progach.
Xavier widzę, że znalazłeś czas. Dziękuję :) Lubię dobre zakończenia, dlatego staram się, żeby świat taki właśnie był... w moich oczach i czytelników. Pozdrawiam
Ja... uh, nie chciałabym się powtarzać, ale... tak, chyba muszę. Albercie, jak zwykle idealnie obrazujesz to, co czujesz i poruszasz serca. Moje również. Bardzo mocno i dogłębnie. W tym dniu, kiedy moje serce rozpada się, Ty poruszasz je jeszcze mocniej. Dziękuje, chociaż nie lubię łez...
Giulietko nawet nie wiesz jak miło słyszeć słowa, podzielanego uczucia do listopada... Niech więc szczęście trwa :)
Otulona... lepszej racji nie ma jak Twoja... niech to będzie..., ale niech będzie. Bardzo to pozytywne na ten dzień
Czerwona Jak Krew- grudzień kocham z innych powodów, bardziej osobistych ur, św. i te sprawy- absolutnie magiczny. Miło jak ma się taki czas... taki miesiąc, który sprawia, że uśmiech pojawia się z byle powodu.
Wierszalin... no kto by pomyślał :)Oj dobrze widzieć Cię w takim nastroju... Nölle, a no pewnie, że czarujemy :D
Dziękuję Wam wszystkim za obecność. Staram się lepiej lub gorzej trwać przy Was, jako mojej małej ojczyźnie. Za co dziękuję z całego serca.