Menu
Gildia Pióra na Patronite

Prolog, cz. II

Uniosła do góry szare tęczówki. Nawet nie zauważyła kiedy doszła do schodów... A właściwie, to były to pół schody, tak samo, jak pół drzwi. Jeden schodek był wykrzywiony w górę, innego wcale nie było, a kolejny był złamany. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, ukazujący rozbawienie całą sytuacją. Deszcz, ciągle odbijający się głośno od zardzewiałych rynien, nie miał już żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, aby pokonać pierwszą przeszkodę. I udało jej się. Jednym susem, ominęła jakże dziwaczne schody, zjawiając się na równie nierównej werandzie. Wzrokiem przeleciała podłoże, widząc znów wygięte nienaturalnie deski, po czym zatrzymała się z zaciekawieniem na leżącej u podnóża drzwi gazecie. Na pierwszej stronie widniał wielki nagłówek „Koszmarne morderstwo”, a niżej był umieszczony artykuł, napisany mniejszą czcionką: „Na rue de Seine zostało popełnione morderstwo. Podobnież w jednej ze starych, nie wyremontowanych kamienic, znaleziono pomieszczenie, całe zapełnione ludzką krwią. Policja jeszcze nie wie, do kogo ona należy, jednakże media informują, że to nie była przypadkowa „impreza”, a jedynym obserwatorem było stojące w rogu salonu, wielkie lustro w złotych ramach. Owe wydarzenie wzburzyło całym Paryżem”. Z każdą chwilą, zaczytywała się coraz bardziej. Podchodząc, wzięła przemoknięty papier do dłoni. Stojąc przy przepołowionych drzwiach, zajrzała kątem oka do środka, zaraz wracając do lektury, gdy tylko uznała sama przed sobą, iż nikogo tu nie ma. „Trzeba jednak wspomnieć, że parę lat wcześniej, ów kamienica była spostrzegana jako cmentarz umarłych nadziei. Po całym Paryżu krążyła bardzo smutna opowieść o starej kamienicy, w której mieszkała niewidoma dziewczynka. Podobnież każdego ranka „przeglądała” się w złotym lustrze, aż „ujrzała” w nim i swą śmierć. Od tamtej pory nikt nie widział blond piękności, a jedyny ślad, który po sobie pozostawiła, to cały zakrwawiony salon i... lustro”.
Kobieta czuła przeszywające jej ciało dreszcze. Gazeta, którą trzymała w dłoniach, momentalnie została opuszczona, opadając bezszelestnie na deski werandy. Jej wzrok tylko przez chwilę tkwił w upadającej makulaturze, po czym został przesunięty na wielki ogród posiadłości. Dopiero teraz, tak jakby przypomniała sobie, że ciągle pada deszcz i wręcz momentalnie, nabiera na silę. Dach nad werandą nie był cały, przeciekał. Czuła, jak słone krople spływają po jej karku, aż zanikają za kołnierzem płaszcza, torując własne ścieżki po jej plecach. Wzdrygnęła się znów znacznie, opierając się plecami o przełamane drzwi, które będąc spróchniałymi w takim stopniu, przewróciły się, gdy tylko „poczuły” nacisk jej ciała. Nie wiedząc do końca, co się dzieje, wydała z siebie głośny pisk, lecąc w jednej chwili wraz z drzwiami do tyłu. Wszystko zawirowało jej przed oczami. W chwili upadku, z podłogi kamienicy podniosła się masa kurzu, która zatoczyła się nad blond postacią niczym mgła. Ale taka żywa mgła, która śledziła jej każdy ruch i jęk, oznaczający ból.

12 519 wyświetleń
183 teksty
31 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!