Menu
Gildia Pióra na Patronite

TFA: 2. Skrzywdziłem twoje serce, a on chce cię zniszczyć całą.

. Akuu ! .

. Akuu ! .

* TFA - The Fourth Archangel

Deszcz - słone łzy, które ronią anioły z naszego powodu. Pomagają ukryć ludzki strumień bólu i rozpaczy. Nie mogę zapomnieć o wczorajszym dniu, o nim. Zawsze chciałam kochać, lecz nie wiedziałam, że miłość, to tak ogromne cierpienie. Może właśnie tak musi być? Może właśnie na tym polega?
Nie mam ochoty wychodzić z pokoju i udawać, że nigdy nic się nie stało. Chciałabym wykrzyczeć całemu światu, że kocham Aarona i chcę, żeby wrócił i był ze mną. Pragnę naszych bezsensownych rozmów, kłótni i obrażania się o nic. Pragnę go i wszystkiego, co z nim związane! Żądam tego tu i teraz! Lecz dlaczego los nie dał mi szansy zaznania szczęścia u boku ukochanego? Nie, to Aaron mnie nie chciał. Odszedł, nie posmakowawszy mojej miłości. Ach, jego durne wymówki! Poczułam, jak rośnie we mnie złość, nienawiść do kogoś, kogo tak bardzo kochałam. Zawsze dostawałam to, czego chcę... dlaczego on musi być wyjątkiem?!
Wyszłam z domu, owijając szyję szalem i narzucając na siebie płaszcz. Choć dopiero minął miesiąc od jego śmierci, nie miałam zamiaru marnować czasu. Krótko po tragedii zdałam sobie sprawę, że nigdy nie był mnie wart. Wystarczyło się obejrzeć, a zawsze znalazł się jakiś chłopak, który z chęcią objąłby mnie i powiedział, że kocha... a potem zaciągnąłby mnie do łóżka. Posmutniałam, zdając sobie sprawę, że to jednak nieprawda. Każdy myślał tylko o jednym, a mój wybranek czekałby, aż to ja stanę się gotowa na swój pierwszy raz. Nie chciał, żeby to było dla mnie traumą, czymś, czego będę żałowała.
Usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zauważyłam biegnącego w moją stronę Alexa. Uwielbiałam jego towarzystwo. W przeciwieństwie do Aarona zawsze potrafił mnie rozśmieszyć. Jednak nie czułam się przy nim na tyle bezpieczna, aby uważać go za kogoś lepszego od mojego chłopca. Tak, mojego chłopca - cieszył się jak dziecko, kiedy tak mówiłam.
- Cześć, dokąd idziesz?
- Przejść się... - odparłam tonem zbywającym intruzów.
- Ach, to pójdę z tobą! - oświadczył pogodnym tonem.
- Wiesz? W sumie, to już muszę iść, pa! - rzuciłam, po czym udałam się szybkim krokiem przed siebie.
- A spotkamy się?
Przystanęłam i odwróciłam się. Nie chciałam się teraz zadawać z żadnym mężczyzną. Jednak jakiś głos w mojej głowie mówił mi, że mam przystać na propozycję.
- Jasne!
Uradowany podniósł rękę i przeczesał nią czarne włosy.
- Dziś o dziewiętnastej?
- Może być - odparłam - Gdzie?
- O dwudziestej jest impreza u Thomasa. Pójdziemy razem. Przyjdę po ciebie - tak jak już mówiłem-o dziewiętnastej.
- Będę czekać.
Wymieniliśmy między sobą uśmiechy i każde poszło w swoją stronę. Nie wiem, co mnie napadło, żeby przyjąć zaproszenie! Nie chciałam nigdzie wychodzić, a tym bardziej nie na imprezę i nie z facetem.
Do domu wróciłam po zaledwie piętnastu minutach od przyjęcia zaproszenia. Spojrzałam na zegarek, dochodziła szesnasta. Od niechcenia zrzuciłam z siebie płaszcz i zawiesiłam go na wieszaku. Postanowiłam wziąć gorący prysznic. Rozbierając się, odkręciłam kurek, aby móc mieć styczność tylko z ciepłą wodą. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe, bo nikogo prócz mnie nie było w łazience. Wychodząc, poślizgnęłam się i upadłam. Teraz tylko siniaków mi jeszcze brakowało - pomyślałam. Obejrzałam się cała, lecz nie znalazłam nawet zaczerwienienia. Wzruszyłam ramionami i owinąwszy się ręcznikiem, udałam się do pokoju w celu przygotowań.
Wyrzucałam wszystkie ubrania z szafy, lecz nic nie nadawało się na takowe okoliczności. Chciałam zadzwonić do Alexa i zrezygnować ze spotkania, kiedy moim oczom ukazała się czarna, krótka i wyzywająca sukienka. Bez zastanowienia ją ubrałam. Oglądając się w lustrze, myślałam, że Aaron nie chciałby, aby ktoś mnie w tym zobaczył oprócz niego. Tyle, że on nie żyje, zostawił mnie samą z miłością, którą mnie opętał. Postaram się zapomnieć o nim i jego kazaniach, które kochałam. Czułam się jak mała dziewczynka, gdy mi je prawił. Zastanawiałam się jedynie, dlaczego był taki mądry, dobry i przyzwoity. Miał pieniądze, możliwości, talent i mógł to wszystko wykorzystać. Nie krzywdził nikogo celowo, nie dążył do niczego po trupach. W zasadzie unikał rozwiązań, gdzie pojawiały się jakieś ofiary, oczywiście oprócz niego samego.
Wyrwałam się z zamyśleń i przeszłam do makijażu. Ciemny i seksowny, to będzie to - pomyślałam. Przyłożyłam do powieki czarny eye-liner, a ten złamał się zanim wymalowałam choćby kropkę na oku! Był nowy, kupiony jakieś trzy dni temu...cóż, widocznie miał jakąś wadę fabryczną. Pożyczyłam ten sam kosmetyk od mamy, lecz ten również się złamał! Oburzona zakończyłam makijaż na nałożeniu maskary na rzęsy. Stwierdziłam, że czegoś mi brakuje, więc użyłam sporo cienia do powiek, zakończyłam na starannym nałożeniu błyszczyka na usta. Poszłam umyć ręce. Kiedy odkręciłam kurek, woda niespodziewanie wyprysła na moją twarz. O nie! - pomyślałam. Świeżo zrobiony makijaż szlag trafił! W pośpiechu udałam się do lustra w celu ratowania tego, co zostało jeszcze na mojej twarzy. W sumie, to wszystkie kosmetyki ze mnie spływały. Trudno, zrobię to od nowa. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze sporo czasu. Zauważyłam kredkę do oczu, więc postanowiłam jej użyć. Kiedy brałam ją do ręki, przedmiot nieszczęśnie wyślizgnął mi się z dłoni i upadł na ziemie, turlając się przy tym pod szafę. Byłam wściekła! Zmyłam pozostałości po dawnym make-up'ie i wytuszowałam jedynie rzęsy. Kiedy kończyłam, ujrzałam jego twarz w odbiciu lustra. Uśmiechał się, jak widać był zadowolony. Spoglądał z triumfem, wygrał. Obróciłam się, lecz za mną nikogo nie było, a już na pewno nie jego. Oparłam się o pierwszy lepszy przedmiot, aby nie wylądować na ziemi. Przechodząc przez korytarz, ponownie oparłam się o ścianę i zsunęłam się po niej. Miałam dość! Nie wiedziałam, co się dzieje. Dlaczego teraz? Dlaczego w ten sposób?
- Nie możesz z nim iść. - Usłyszałam aksamitny męski głos, mówiący prosto do mojego ucha. Zamknęłam oczy, bojąc się, że zaraz poczucie bliskości z tym mężczyzną mnie opuści.
- Dlaczego? - zapytałam chrypliwie.
- Skrzywdzi cię...
- Ty też mnie skrzywdziłeś, i to bardzo.
- Ja skrzywdziłem twoje serce, a on chce cię zniszczyć całą..-poczułam troskę w głosie Aarona.
- Bredzisz! - odpowiedziałam pod wpływem emocji.
- Nie, proszę. Nie idź tam, on cię skrzywdzi. - Jego błagalny ton głosu był bardzo przekonujący, lecz nie mogłam mu uwierzyć.
- Skąd ty to niby wiesz?! Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni! Tak naprawdę nie istniejesz! - krzyczałam wniebogłosy. Zebrałam w sobie wystarczająco siły, aby wstać.
- Nie, poczekaj! Posłuchaj mnie! Jestem duchem! Musisz mi uwierzyć! - krzyczał za mną. Usłyszałam dzwonek do drzwi, otworzyłam je - to był Alex. Poprosiłam go o chwilkę w celu założenia butów i płaszcza. Wychodząc, słyszałam jego nawoływanie.
- Błagam, zostań! On cię skrzywdzi! Nie chcę, żebyś przechodziła przez takie cierpienie! Słyszysz?! Zaczekaj...!
Zamykając drzwi, widziałam jego wystraszoną twarz. Jego krzyki nie ustawały, a ja nawet pomyślałam o tym, żeby go posłuchać i wycofać się z tej nieprzyzwoitej gry. Alex objął mnie ramieniem i udaliśmy się na potańcówkę do Thomasa.

8190 wyświetleń
55 tekstów
4 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!