Szum wiatru, śpiew ptaków, swobodna pogoń motylków i zapach rozkwitających fiołków.Taki obraz pamiętałem z przed czterech lat,dziś, właśnie dziś 4.04.2010 roku,znowu go ujrzałem,odwiedziłem miejsca które były dla mnie czymś pięknym,samotnią,a także w miejscach tych poznawałem sam siebie,próbowałem się zrozumieć.Zrozumieć swoje postępowania,w tych miejscach marzyłem,czułem,a czasami chciałem kochać.Dziś uświadomiłem sobie jakże one były samotne,a zarazem piękne,i łatwo się żyło.Nie było mi dane by pokazać miejsca te ukochanej mi osobie,nie było mi dane by przytulić się do niej i pokazać w nich swoją przeszłość,pokazać siebie,dziś mi jest dane odwiedzać je samotnie,i czuć się jak przekwitający przebiśnieg.Dlaczego życie tak boli,dlaczego życie jest tak trudne,czemu nie jest takie łatwe jak tam w mojej samotni.Życie dało mi już nie źle w kość,posmakowałem już wiele bólu i cierpienia,za każdym razem ciężej jest się podnieść,za każdym razem umiera jakaś cząstka we mnie,wypala się.Mówię że kocham,ale chyba już nie wiem co znaczy kochać,chyba nie potrafię,jak nie jest to zauważana,a tylko zdeptane.Bóg nam nakazał kochać i wybaczać,ja nie chcę już kochać, nie chcę wybaczać,za dużo w tym bólu i rozpaczy.Czasami teraz mam Ochotę zostawić te cztery lata które budowałem w innym miejscu z dala od domu rodzinnego,z dala od mojej samotni i pięknych miejsc związanych ze mną samym,mam ochotę rzucić się w wir samotności, otchłani miedzy prawdą i kłamstwem,okłamywać wszystkich i wszystko że jest dobrze i pięknie,uśmiechać się i być szczęśliwym.ale czy potrafię, nie wiem.Budowałem w okół siebie mur,otaczający mnie i moją miłość,moją ukochana osobę,ale przez zatracenie się w miłości,zapominałem o pielęgnacji tego muru,nie zauważyłem dziur, odpadającego tynku,i nieszczelnych drzwi od naszych serc.Ktoś mi ostatnio powiedział że na miłość nie jest za późno,że można wszystko odbudować,tak nie jest! sam tego nie zrobię,moje dwie dłonie nie utrzymają ciężaru spadających kamieni.Chciałbym nie kochać, i być nie kochanym,chciałbym by wyrwano mi serce by zabrano je,bo nie potrafię nie kochać,dla miłości poświęciłem wiele, i poświęcił bym jeszcze więcej. Są dni kiedy nie potrafię spojrzeć w lustro,czuje się brzydki, obrzydliwy.Dlaczego? nie wiem,może straciłem wiarę we własne ja!. Każdej nocy zasypiam,z nadzieją że się nie obudzę.Każdego ranka otwieram oczy,i przeklinam dzień który nastał. Zakończę moje opowiadanie wierszem,może słowami z wiersza które kiedyś napisałem, "Jedyna ty-Jesteś piękna, jak morze,ciche pełne uroku.Morze spokojne o wschodzie słońca,i cudowne o zachodzie.Jesteś moja,cała moja.Z Tobą chcę być do końca.Jesteś tym, co posiadam,Co większość posiada.Jesteś życiem,Tym,-co było,-jest,A może i będzie, Ty! Moja jedyna.Na zawsze moja.I tylko moja.
Jest w tym opowiadaniu coś przejmującego... coś magicznego...są w nim emocje oraz zaduma, samotnosc serca, piękne wspomnienia, które tkwią jak drzazga w sercu. Czytając to mozna porokoszowac się zapachami kwatów: uroczych fiołków i niewnnnych przebiśniegów. I nawet niewiem jak byłby nieczuły marzył by czytają to..... widac w nim tęsknotę taką szczerą az do bólu...... tęsknotę która łączy materię i metafizykę. Moja wyobraznia została poruszona ... dziekuję! zycze powodzenia!