Menu
Gildia Pióra na Patronite

Internet- historia prawdziwa.

Maestro91

Szczerze mówiąc, samego mnie dziwi dlaczego akurat ten dzień zapamiętałem aż tak dokładnie. W gruncie rzeczy nie różnił się on od innych z wyjątkiem tego, że…. No właśnie. Cechą charakterystyczną 15. maja 2000 roku było to, iż po przyjściu do domu, na biurku, które dotychczas zawalone było książkami o kosmosie i dużą ilością różnorodnych pokarmów, ujrzałem mój pierwszy w życiu osobisty komputer. Prezentował się naprawdę dumnie. Duży szklany monitor, zielonkawe głośniki i chłodzenie procesora tak głośne, że trudno było go nie usłyszeć, kiedy spędzałem kolejną noc przed dwuwymiarowym „Królem Lwem” . Moja radość tego pamiętnego dnia okazała się być jeszcze większa, gdy nagle zauważyłem niepozorny, migoczący żółtym światłem kabel. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że w niedługim czasie stanie się on moim oknem na świat, moim zbawieniem i przekleństwem.

Na myśli mam tutaj oczywiście dostęp do Internetu. Byłem wtedy w wieku lat dziewięciu i chyba nie do końca potrafiłem zdać sobie sprawę z ogromu i potęgi tego cybernetycznego tworu. Moje „surfowanie” ograniczało się do około pięciu storn, wliczając w to tę startową. Nie poszukiwałem wtedy informacji i wiedzy, poszukiwałem czegoś co pozwoliłoby mi się choć na chwilę oderwać od nudnego życia. Oglądałem kreskówki, poznałem komunikator internetowy, stworzyłem swój pierwszy komputerowy pamiętnik. Tak mijały dnie, miesiące, lata, a „sieć” stawała się dla mnie sprawą coraz ważniejszą. Widziałem w niej tylko pozytywne strony, bo w końcu mogłem zobaczyć wszystko, o czym tylko zamarzyłem.
Do swoistego rodzaju apogeum rozkwitu mojej wiedzy na temat „World Wide Web”, doszło w gimnazjum. Pamiętam, zarejestrowałem się na moim pierwszym portalu społecznościowym „Fotka.pl”. Sama idea takich portali jest bardzo, ale to bardzo prosta i moim zdaniem dobrze pomyślana. Chodzi o zgromadzenie jak największej grupy ludzi, którzy mogliby ze sobą wymieniać poglądy, opowiedzieć o różnych sytuacjach (zarówno tych całkiem wesołych jak i tych smutnych) czy nawet się zakochać. Nie bójmy się użyć tego słowa. W dzisiejszych czasach wiele par poznało się właśnie w taki sposób, a jeszcze więcej podtrzymuje swoje relacje dzięki Internetowi. Email, choć na pewno nie ma w sobie tej magii i romantyzmu jaki niesie ze sobą tradycyjny list, jest o wiele prostszy w napisaniu, a czas jego dostarczenia zamiast trzech tygodni, wynosi trzy sekundy. Przyszło nam żyć w bardzo „szybkich” czasach. Trudno więc się dziwić, iż porozumiewać też chcemy się szybciej.
Wracając do portali społecznościowych. Zaufałem im. Liczyłem na naprawdę świetną zabawę, lecz zawiodłem się niesamowicie. Weźmy chociażby pod lupę „Naszą-klasę.pl”.
Teoretycznie, miała być to strona ułatwiająca odnalezienie znajomych ze szkolnej ławki. Miejsce na zdjęcia i komentarze, tysiące szkół, miliony klas. Wszystko to zdawało się tworzyć wrażenie internetowej utopii. Do czasu.
Wydaje mi się, że jestem człowiekiem dość wyrozumiałym, który w swoim życiu zrobił wiele głupich rzeczy i nie unosi się pychą, gdy ktoś popełnia błąd. Nie mogę jednak zrozumieć tego, jak np. dwunastoletnia dziewczynka o imieniu „$weet KlAuD!niA %%” może mieć ponad 1500 znajomych. Jak to możliwe że piętnastoletni „Kamiśśś” ma w swojej galerii 250 zdjęć i jak matka trójki dzieci może paradować w sukience, której długość jest wprost proporcjonalna to objętości jej mózgu i wynosi ok. 7 cm.. Chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Przerażająca jest skala tego zjawiska. Teraz na dzień matki nie kupuje się kwiatów. Dziś wysyła się jej na „Naszej-klasie” znaczek z napisem „super mama” za 10 zł. Wydaje mi się, iż zgubiliśmy sens. Błądzimy, bo internetowe życie dla niektórych, powoli staje się ważniejsze od tego realnego. Tam w oceanie kodów i cyferek, możemy wykreować się na kogoś kim chcielibyśmy być, a tu skazani jesteśmy na swoje odbicie w lustrze. Może to właśnie strach przed samym sobą powoduje, iż coraz częściej i coraz głębiej zanurzamy się w świecie, który nie istnieje i którego żadnymi metodami nie zdołamy poznać w całości. Uciekamy w nieznane, próbując znaleźć szczęście w drodze do szczęścia. A tak się nie da.

Niestety, aby zapobiec temu co w przyszłości zrobi z nami Internet jest już za późno. Faza ta zainicjowana została dobre kilkanaście lat temu i ani ja, ani nikt inny nie jest w stanie powstrzymać tego co nadejdzie. Na całe szczęście wciąż jako dorośli mamy wpływ na to, jak z sieci korzystają najmłodsi. Uważajmy, aby nasza córka nie stała się „$weet KlAuD!uSią”, a nasz pierworodny zamiast aparatu fotograficznego, częściej trzymał w rękach piłkę. Jako synowie swoich matek, kupmy im prawdziwe kwiaty i zaoferujmy buziaka w policzek. Tak będzie lepiej, dla nas samych, oraz dla wszystkich tych bliskich, którzy nie chcieliby przegrać walki o naszą miłość z ludzikami ze świata cyferek. Naprawdę, odnaleźć siebie w cudzych ramionach jest o wiele przyjemniej niż poznać kolejną dziewczynę w „Second Life”. Życie ma to do siebie, że trwa tu i teraz. Internet na pewno będzie ewoluował wraz z nami i raczej wskazane jest, abyśmy to my nie ewoluowali w raz z nim

1486 wyświetleń
22 teksty
2 obserwujących
  • 18 August 2010, 23:02

    Ile ukrytej w tym prawdy... Jak najbardziej się z Tobą zgadzam, sama się nad tym już kiedyś zastanawiałam. Świetnie opisane, może kiedyś ten tekst otworzy komuś oczy... Pozdrawiam ; )))

  • mimimi

    18 August 2010, 22:05

    historia niestety prawdziwa; może przeczyta to chociaż jedna „$weet KlAuD!uSia” i zastanowi się nad tym co robi.
    pozdrawiam ;)