Menu
Gildia Pióra na Patronite

Drzewo wspomnień I

agaa95

agaa95

Szara mgła zawisła nad Nowym Jorkiem. Nie było to dziwne, zważywszy na porę roku. Przepełnione zazwyczaj ulice ziały pustkami. Ucichły codzienne gwary. Miasto jakby zamarło w oczekiwaniu. Niespodziewanie, w ciemnej uliczce pojawiła się wysoka, smukła postać mężczyzny w długim czarnym płaszczu. Ciemne włosy sięgające mu do podbródka zasłaniały oczy i połowę twarzy. Posuwał się powoli do przodu. Długie, umięśnione ramiona opuścił wzdłuż tułowia, a dłonie wsunął w kieszenie spodni. Idąc wzdłuż głównej ulicy nie podnosił wzroku, jakby doskonale wiedział gdzie stoją kosze na śmieci i latarnie, które tak zręcznie wymijał. W pewnym momencie zatrzymał się przy drewnianej ławce stojącej na rogu ulicy, i powoli usiadł na niej. Spędził tak kilka minut, kiedy nagle dołączyła do niego kobieca postać. Dziewczyna nie miała więcej niż piętnaście lat. Długie, sięgające połowy pleców włosy, spływały srebrnymi kaskadami na jej twarz i ramiona. Ubrana była w suknię koloru czerwonego wina, która odsłaniała jej blade ramiona i plecy. Kiedy podeszła do mężczyzny, delikatnie musnęła jego policzek. Nie było to jednak konieczne, ponieważ on doskonale zdawał sobie sprawę z jej obecności. Wstał i w milczeniu przytulił do siebie dziewczynę wtuliwszy twarz w jej włosy. Całej tej scenie przyglądał się młody chłopak schowany za rogiem jakiejś piekarni. Ze zdumieniem przypatrywał się niemej parze, gdy nagle mężczyzna podniósł wzrok.

- Wydaje mi się droga siostro, że nie jesteśmy tu sami- powiedział niskim, mocny głosem.
- Mnie też się tak wydaję- powiedziała ona, a po tych słowach oboje zamilkli. Młodzieniec postanowił, że natychmiast musi się wynosić, zanim zostanie nakryty. Już miał zamiar brać nogi za pas, kiedy spostrzegł że w miejscu w którym przed chwilą stało rodzeństwo, nikogo nie ma. Odwróciwszy się do tyłu, chłopak napotkał surowy wzrok ciemnowłosego mężczyzny któremu co dopiero się przyglądał. Za nim stała dziewczyna patrząc na niego ze zdziwieniem i lekką dezaprobatą.
- Kim żeś jest i co tu robisz?- zapytał ostrym tonem brunet. Chłopak zamiast odpowiedzieć wpatrywał się w niego wielkimi oczyma.-Zadałem Ci pytanie. Kim jesteś?
-Danielu, nie tak gwałtownie, zachowuj się-powiedziała dziewczyna- chłopak jest najwyraźniej w szoku.
-W szoku czy nie, będziemy musieli go zgładzić prędzej czy później. Ja osobiście wolę prędzej, najlepiej od razu-Daniel zaczął sięgać do miecza u boku. Skąd on do jasnej cholery wytrzasnął miecz?- pomyślał chłopak. W tym właśnie momencie dziewczyna złapała brata za przegub.
-Opanuj się. Ojciec nie pochwala takiego zachowania, dobrze o tym wiesz, ja z reszta też nie. Myślę że będziemy musieli zabrać go ze sobą
-Zwariowałaś?!- wykrzyknął młodzieniec- On nie może dostać się do naszej krainy.
- Widział za dużo, a zbijanie go nie wchodzi w rachubę. Rozumiesz chyba, że to jedyne logiczne wyjście z tej sytuacji.
- Masz rację, zbytnio się poniosłem. Wracajmy już lepiej, zanim nasz towarzysz zacznie stawiać opór. Dziś jestem już zbyt zmęczony na użeranie się z dzieciakami.
Zanim chłopak się zorientował, Daniel ciągnął go przez ulice Nowego Jorku. Kiedy wreszcie się zatrzymali, młodzieniec, mimo iż mieszkał w tym mieście od urodzenia, nie miał zielonego pojęcia gdzie się znajduje.
-Chyba powinniśmy go ogłuszyć. Przynajmniej na czas podróży- zaproponował mężczyzna. Dziewczyna pokiwała tylko głową.-Ej, zaraz co…- zdążył tylko wyjąkać chłopak, bo zaraz potem otrzymał cios czymś ciężkim w głowę

Kiedy się ocknął, młodzieniec poczuł dziwny ucisk w głowie, złapał się za nią aby zlokalizować miejsce bólu. Nie zdążył nic jeszcze zrobić, kiedy czyjaś delikatna, choć zdecydowana dłoń odciągnęła mu rękę od czoła przykładając tam jakąś niezidentyfikowaną substancję. Chłopak chciał protestować, ale ból ustąpił momentalnie. Kiedy otworzył oczy, nie wierzył w to co zobaczył. Na rogu łóżka na którym leżał siedziała owa srebrnowłosa dziewczyna
-Jak się masz?- zadała mu to pytanie tak znienacka, że z początku nie zrozumiał o co jej chodzi. Lecz ona, jakby tego nie zauważyła, pytała dalej.
-Jak się nazywasz młodzieńcze?
-Jack, a Ty jak się nazywasz? -Ta druga część wypowiedzi wypłynęła z ust Jack’a tak niespodziewanie, że nawet on, był nią zdziwiony.
-Moje imię brzmi Lena- dziewczyna powiedziała to z dumą w głosie. Cała jej postać emanowała jakiegoś rodzaju wyższością. Długie włosy miały kolor bardzo jasnego złota, a nie jak to zakładał Jack, srebra. Patrzyła na niego wielkimi, ciemnymi oczyma. Smukła sylwetka i bladość karnacji nadawały jej kruchy i delikatny wygląd. Ubrana był w miodową suknię z długimi rękawami i gorsetem opinającym się na tułowiu dziewczyny jak druga skóra. Jak na tak młodą osobę, Lena zdawała się nadzwyczaj rozwiniętą i inteligentną dziewczyną. W oczach zamiast dziecięcej radości widać było opanowanie i smutek.
- Czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie się znajduję.
- W sypialni gościnnej- odpowiedziała z nutką śmiechu w głosie. Kiedy się uśmiechała, Lena nabierała jeszcze większego uroku i piękna. Na widok roześmianej twarzy dziewczyny, Jackowi zrobiło się cieplej w sercu jakby ktoś ogrzewał go od środka.- To zauważyłem, chodziło mi raczej o miejsce w którym jestem- powiedział z cieniem rumieńca na policzkach.- Dlaczego się rumienisz kretynie?- pomyślał zły na siebie chłopak.
- To już wyjawi ci mój ojciec, a na razie nie jesteś może głodny?- Kiedy to powiedziała, z żołądka Jack’a wydobył się dźwięk, który mówił więcej niż słowa. Lena, znów się zaśmiawszy pociągnęła chłopaka za rękę- chodź, pokażę ci, gdzie jest królewska kuchnia. Chociaż… nie chciałbyś się może przebrać?- spytała. Jack spojrzawszy w dół, zobaczył, że stoi na środku pokoju w piżamie.- Tak, myślę, że ubranie się, nie jest złym pomysłem. Gdzie są moje rzeczy?
- Służąca, która cię przebrała zabrała je do prania, ale zdaje się, że masz ten sam rozmiar co Daniel, więc przyniosę ci coś z jego szafy- to powiedziawszy, wyleciała z pokoju jak burza.- No świetnie- pomyślał chłopak.- Po prostu wspaniale. Lena wróciła do pokoju już po chwili niosąc białą koszulę i spodnie w dłoniach. Ubrawszy się, Jack stwierdził, że wygląda jak kinowy, średniowieczny amant. Biała koszula, szeroka i z dość głębokim wcięciem, mającym za zadanie ukazanie umięśnienia jej właściciela, na wychudzonym szesnastolatku wyglądała wprost komicznie. Wystające obojczyki były jeszcze bardziej uwypuklone, a szczupła postura Jack’a zdawała się tonąć w fałdach materiału. Spodnie, brązowe i w miarę obcisłe, były jednak, troszeczkę na niego za długie. Jedynie buty, po które Lena wróciła do sypialni brata, pasowały idealnie na stopy młodzieńca.- Tak, ten sam rozmiar, to chyba nie było dobre określenie- westchnął Jack i powlókł się za dziewczyną, która już zdążyła wyjść z komnaty.
...

13 077 wyświetleń
130 tekstów
2 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!