Menu
Gildia Pióra na Patronite

prolog - przepowiednia zaczyna sie spełniać...

minimum

minimum

"Śmierć jest spokojem, ale myśl o śmierci
jest mącicielem jakiegokolwiek spokoju".

Mei-li szła szybkim, zdecydowanym krokiem poprzez gęsty i mroczny las przekraczając właśnie mokradła Morram. Zawinęła się ciaśniej szalem i przyspieszyła. Otaczały ją ciemne zarysy drzew, ale nie bała się. Szczerze powiedziawszy znała ten las lepiej niż własną kieszeń. W pewnym momencie zobaczyła, jak w oddali majaczy sylwetka jakiegoś dziecka.

Wyszła z lasu.

Była to mała dziewczynka o dużych, czarnych oczach i krótkich włosach. Miała na sobie dziwaczny strój, który podkreślał jej szczupłą sylwetkę. Mei-li od razu wyczuła w niej coś w rodzaju bratniej duszy, lecz nie podeszła bliżej. Czekała na jej reakcję.

W pewnej chwili owa dziewczynka wydała z siebie krzyk. Odgłos rozpaczy i żalu. Ale było w nim coś jeszcze. Cos, czego Mei-li bała się najbardziej. Opętania przez złe duchy. Krzyk gasł dopiero za puszczą Gräsir, ale miała wrażenie, że jest słyszalny tylko dla niej. Bez chwili namysłu podbiegła do dziewczynki, aby jej pomóc. W tym czasie ona już nie tylko krzyczała, ale zaczęła majaczyć i wić się po ziemi. Nie zważając na konsekwencje swojego czynu, Mei-li chwyciła ją obiema rękami i postawiła na nogi. Gdy dziewczynka znów upadła na ziemię, zdawać się mogło, że już nie żyje.

Mei-li uwierzyła.

Wzięła ją na ręce i skierowała ku ścieżce do zamku. Gdyby zostawiła ją tam w lesie, potoczyłoby się to wszystko zupełnie na odwrót. Bowiem przez murem dziewczynka ocknęła się, ale wyglądała już zupełnie inaczej. Włosy jej poczerniały, twarz zesztywniała, a oczy - przedtem piękne, czarne - stały się teraz wąskimi, czerwonymi szparkami w czaszce. To już nie była ona. Mei-li stała nieruchomo nie mogąc się poruszyć. Dziewczynka, a raczej to, co się w niej znajdowało - pierwsze zaatakowało. Jako, że Mei-li była mała, nie potrafiła się jeszcze dostatecznie bronić. Nie zdążyła dobyć swego scyzoryka, gdy tamta rzuciła się na nią.

Dotknęła jej twarzy.

Mei-li poczuła nagle straszne ciepło, które po chwili ustąpiło, zamieniając się w chłód. Czuła, jakby ktoś wyrywał z niej wszystkie wspomnienia, uczucia i emocje, które kiedykolwiek towarzyszyły jej w życiu.

Nagle zobaczyła ojca. Gdy resztkami sił zmusiła swój mózg do myślenia, przypomniała sobie, że nie żyje od ponad dwóch lat. To nie był on, to akurat było pewne.

Zaczął przemawiać.

Gdyby Mei-li usłyszała te słowa pięć lat temu nie znałaby ich znaczenia. Jej przodkowie bowiem wymyślili swój własny, prastary język i nikt z tego rodu oprócz jej samej nie potrafił go rozszyfrować. Ojciec mówił cicho, zastanawiając się i myśląc nad każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Mei-li zostało już niewiele czasu. Wiedziała o tym, lecz chciała wysłuchać przepowiedni do końca.

Po wypowiedzeniu ostatniego słowa, żegnając się z niby ojcem z ulgą zamknęła oczy.

Nie zdawała sobie sprawy z tego, że przepowiednia ojca zaczyna się spełniać i na zawsze odmieni jej życie.

1796 wyświetleń
17 tekstów
1 obserwujący
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!