Menu
Gildia Pióra na Patronite

Coś z Kronik Świata Nurii III

Cygan

Cygan

Sala odpraw wyglądała dosyć nietypowo; najbardziej przypominała salę balową, jeśli można by ją do czegokolwiek przyrównać. Zresztą prawdopodobnie do tego również służyła sądząc po ogromnym barwnym witrażu służącym za parkiet znajdującym się w centralnym miejscu Sali i biesiadnych stołach ustawionych na odwzorowanie końskiej podkowy na części jego obrzeży. Usunięto resztę siedzisk, pozostawiając jedynie dwa puste krzesła na środku jednego ze stołów. „Czyli bynajmniej godzina niekomfortowego stania” pomyślał –chłopak- wchodząc do Sali.
Mimowolnie westchnął urzeczony, spostrzegłszy kontrast między panującą tam grą świateł. Grunt to dostrzegać piękno w każdej nawet najdrobniejszej rzeczy i z niej wyciągać inspirację. Nieważne jak błacha owa błahostka się wydaje. na przykład taka gra świateł. Z jednej strony srebrny księżyc spływając swą poświatą ,ze znajdujących się po prawej stronie sali okienek sprawiał, iż wszystko skąpane było w szafirowym blasku powodując wydłużenie cieni i owinięcie wszystkiego nutką tajemnicy, zagadki. Z drugiej zaś strony pochodnie, usiane gęsto na kamiennych filarach ustawionych w koło sali i ścianach, próbujące swą aurą ciepła zakryć tę srebrną tajemniczość jakby płaszczem. Wypierały cienie żarem swych gorejących płomieni skąd tylko się dało w ich zasięg, próbując dominować. Z jednej strony szafir i jakby elektryzujące poczucie niepokoju tajemnic mroku, z drugiej zaś ciepło i bezpieczeństwo ognia.
–Chłopak- potarł skronie. „Zwyczajna rzecz a jaka piękna. Czy warto cieszyć się takimi drobnostkami?” Omiótł jeszcze raz pole tej nadzwyczajnej bitwy, po czym wygładził noszony na ramionach brązowy płaszcz podróżny, zlustrował biel płóciennej koszuli i wzdychając ruszył przed siebie do wtóru pobrzękiwań pochwy uderzającej o ramie przy każdym kroku. „Im szybciej zaczną, tym prędzej skończą. Oczywiście każda droga minuta będzie wydłużać się wydłużać niemiłosiernie na ich niekiedy bezsensownym ględzeniu, ale cóż co począć. Gadanie rolą szefów.” Gdy dotarł mniej więcej na środek parkietu, do połowy odległości jaka dzieliła do stołów, zatrzymał się. W tym samym momencie jak na komendę drzwiczki po lewej się otworzyły i do komnaty wkroczyły cztery osoby. Na przedzie szedł strażnik pałacowy z pochodnia, za nim majestatycznym krokiem, podstarzały Lord Mahos, pan na zamku Marlandirgate, kolejno brodaty kapitan Burd, człek krzepki jak niedźwiedź, zaznajomiony z władaniem zarówno wszelaką bronią białą wojennego rzemiosła jak i ciętym językiem. Pochód zamykał kolejny strażnik. Po dotarciu do stołów, strażnicy rozeszli się na tyły sali. Być może z przewrażliwienia, jednak lord Mahos zawsze trzymał straże blisko siebie. „Strzeżony dłużej pożyje” jak mawiał niezmiennie z tym samym wieloletnim, dobrotliwym uśmiechem na swej sędziwej, usianej zmarszczkami twarzy.
Jednak teraz twarz jego, jak i twarz Burda, wyrażały jedynie zdecydowanie. Jest czas na pracę, jak i jest czas na radosne przyjemności.-Rad jestem że już przybyłeś- rzekł lord Mahos –mamy dla Ciebie zadanie chłopcze.-
-Chłopak- przytaknął. –jestem do waszych usług panie.- Nieiwele osób zasługiwało na jego szacunek, jednak ten staruszek zdecydowanie do nich należał. Pomógł mu w czasie jego największej strat; dał schronienie, szansę, dużo cierpliwości… Ale przede wszystkim dał mu CZAS. Dał go tyle ile –chłopak- potrzebował żeby się pozbierać.
Mahos skinął Burdowi i podał brodatemu kapitanowi kilka zwojów i przebranych notatek. Pobrzękiwanie niczym rój srebrnych dzwoneczków rozległo się gdy Burd odwrócił się ku lordowi, przyodziany w brzęczącą kolczugę i odebrał owe notatki. – No tak, zaczynajmy- rozpoczął swym donośnym głosem kapitan- Doniesiono nam o podejrzanych wydarzeniach w okolicach pewnej wioski… zaraz…- zaszeleściły przewracane zwoje- …koło Brownforest. To niewielka wioska myśliwska znajdująca się na obrzeżach Puszczy Zachodniej. No właśnie, co do Puszczy. Mieszkańcy skarżyli się na dziwne dźwięki dobywające się z Puszczy, to znaczy dziwniejsze niż zwykle, a jeden z naszych ludzi potwierdził te doniesienia. Ponad to zaginęło tam kilku mieszkańców, a w czasie poszukiwań natknęli się na pokaleczone zwłoki wokół którego musiał być wcześniej odprawiany jakiś dziwaczny rytuał. Dookoła znajdowały się zwęglone szczątki stosów, a w środku takiego rytu leżały owe ciała.- pogrzebał chwilkę i rozwinął kolejny zwój na którym czarnym atramentem odwzorowano ryt. Przedstawiał on trzy złączone ze sobą okręgi wpisane w środek trójkąta. Kapitan skrzywił się odrobinę z odrazą- cały dzień szukaliśmy w starych księgach biblioteki zamkowej, jednak nic to nam nie mówi. Może ty masz jakiś pomysł co to może oznaczać ?- zapytał –chłopaka-.
Wątpia ścisnęły mu się na samo wspomnienie i strach ogarnął rozkołatane momentalnie serce, jednak jako dobry kłamca, potrafił szybko oponować i nie uzewnętrzniać swoich emocji. Takie wybryki emocjonalne psuły jego wizerunek.- Nic dziwnego panowie, że nie znaleźliście czegokolwiek w księgach. Prawdopodobnie niewiele jest o tym ksiąg, a już na pewno te są poza naszym zasięgiem. To znaki nekromantów.-
Głęboka nienawiści odbiła się w oczach zarówno lorda jak i kapitana. Obaj wiedzieli do jakiego zła te pomioty są zdolne. Jednak twarze obu mężczyzn pozostały obojętnie niewzruszone niczym głazy. –jesteś pewien ?- dopytywał się Mahos.
- O tak lordzie. Kiedyś starłem się z jednym z nich i właśnie taki znak nosił na szyi.-
-Cholera- szepnął Burd- czyżby pogłoski o wzroście aktywności Nekromanty i jego przeklętych sług były prawdziwe ?-
-Później to omówimy.- mruknął lord Mahos już głęboko zamyślony.
-Wracając do tematu chłopcze- Burd kontynuował- wysyłamy tam ciebie byś się dowiedział wszystkiego co tylko zdołasz, co tam się dzieje. Jeśli to rzeczywiście sprawa tych piekielnych kultystów to musimy mieć pewność, a nie jedynie kierować się domysłami. Po twoim powrocie zweryfikujemy to co jeszcze uda nam się dowiedzieć na miejscu z twoimi danymi, i wyślemy stosowny list do Stolicy. Oczekujemy cię za miesiąc. Jakieś pytania ?-
„Co tak szybko ? Ledwie mroki nocy chylą się ku końcowi. Spodziewałem się dłużej” pomyślał sarkastycznie. „Pięknie, -ja- od brudnej roboty, do cholernych usług…”. –Jaka załata panie ? I co z wyposażeniem?- ulubiona część programu odpraw, zadawanie niewygodnych pytań!
-Co do wyposażenia, to jak zawsze wybierzesz co uznasz za stosowne, ponad to dostaniesz dwa zwoje lecznicze, tylko uważaj, te cholerstwa są naprawdę drogie, i daję słowo coraz rzadsze do zdobycia … Użyj ich tylko w razie najwyższej konieczności. Transport typowy, pojedziesz na wargu. Coś jeszcze ? Kwestie pełnych, to nie do mnie- rozłożył ręce.
„Vergh się ucieszy na dłuższą podróż. I tak mało czasu ostatnio spędzałem z tym owłosionym bydlakiem.”Wspomniał swojego wilka czekającego posłusznie na wybiegu.”Wierności wilcza nie ma grani. Wynagrodzę mu ten zmarnotrawiony przeze mnie czas jaki musiał beze mnie spędzić.” Lord Mahos wyrwał go z zadumy –Ech nic za darmo na tym świecie. Proponuję trzy tysiące sztuk złota i oddasz nam zwoje jeśli ci zostaną, najemniku.- Człek wprawdzie o sercu złotym, lecz kochający pieniądz jak wszyscy inni .
-Cztery tysiące i zachowam oba zwoje- odparował chłopak.
Lord Mahos uśmiechnął się na myśl iż wszystko zostało już ustalone. Teraz pozostało jedynie dograć cenę. Wiedział że –chłopak- jest gdzieś tam w środku tak samo przerażony jak on sam na myśl o przyszłości, ale również i tego nie ujawnia. „Bądź dzielny” pomyślał smutno. Usłyszał kolejną ofertę. „Niech bogowie zlitują się nad twą duszą…”
-x-
Cena została ustalona na trzy i pół tysiąca sztuk złota i jeden zwój , oraz wszystko co uda mu się zdobyć w trakcie zadania. Co zadowalało obie strony. Mniej więcej. Kompromis polegał na tym by w jak najmniejszym stopniu obie strony były nie niezadowolone. Lord i kapitan powstali, z czego ten ostatni podał jeszcze chłopakowi mapę okolicy i inne potrzebne wskazówki jak dotrzeć na miejsce. Ten skłonił się. –Wyruszam pojutrze z pierwszymi nićmi jaśniejącego brzasku –oznajmił- W ten czas zamierzam odpocząć i przygotować się odpowiednio.-rzekł hardo kłaniając się. Usilnie starał się by strach nie wdawał się w jego oczy zadając kłam jego odwadze, jednak nie był pewien czy do końca mu się to udało. –Żegnam panowie- po czym wyszedł raźnym krokiem niczym niesiony na skrzydłach wiatru. Na korytarzu przywołał Sługę i wypytał o wolną sypialnię.
-x-
Lord Mahos i kapitan Burd usiedli gdy tylko –chłopak- opuścił salę – boi się- mruknął Burd.
-Jest na tyle mądry żeby się bać. W końcu może w każdej chwili stracić życie albo jeszcze gorzej. A to zdecydowanie powód do strachu. Poza tym wszyscy się boimy czyż nie kapitanie ?-
Brodaty kapitan skinął głową.- Myślisz że sobie poradzi panie?-
-Mam nadzieję –szepnął Mahos- niechaj łaskawa Pani Wiatru go prowadzi-
Rozmawiali jeszcze długo, tymczasem strażnicy pogasili pochodnie, witając tym drobnym gestem nowy dzień. Nowy dzień nowe początki, jak to mawiają. A w głębi zamku do wtóru tej radosnej scenerii, ktoś ledwie odczepiwszy miecz i kuszę , rzuciwszy się na łoże w nowej sypialni, chrapał donośnie niczym smok. Aż się ściany trzęsły.
-x-

8943 wyświetlenia
97 tekstów
6 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!