Menu
Gildia Pióra na Patronite

Draco dormiens nunquam titillandus

Cygan

Cygan

Pytania bez odpowiedzi. Odpowiedzi bez pytań. Uniwersum pełne sprzeczności. Niekonwencjonalności. Magii. Świat, który kochała z głębi serca, zupełnie bezinteresownie. Miejsce, które było jej jedynym prawdziwym domem.

Draco dormiens nunquam titillandus

Tak trudno zrezygnować. Poddać się. Powiedzieć: Żegnajcie! Jednak świadomość tego, co mogłoby się wydarzyć gdyby poszła własną ścieżką zbytnio ją przygniatała. Wiedziała, że nie da rady. Że jest za słaba, by chwycić życie w garść, odkryć jego wartość i posmakować każdego ziarnka goryczy, które ze sobą niosło. Nie była tchórzem. Nie błądziła w ciemnościach niczym ślepiec chodzący po pustyni. Musiała jednak dokonać wyboru.

***
- Black, co ty tu robisz do jasnej cholery? – Zapytała, patrząc nieprzytomnie na stojącego przed drzwiami chłopaka. Czarne włosy lepiły mu się do twarzy, ociekając wodą. Był blady i wyraźnie zmęczony. Blair przyglądała mu się jeszcze moment, po czym odsunęła się, robiąc miejsce do przejścia. – Wchodź pajacu – dodała, przecierając lekko zaspane oczy.
Dostrzegła uniesiony kącik ust chłopaka. Jego dobry humor zawsze odbijał się w krzywym zwierciadle. Nie, żeby jej to przeszkadzało, ale nie przeczuwała niczego dobrego w związku z tą wizytą. A to ona ponoć zwykle była tą najbardziej problematyczną.
Zaprowadziła go do kuchni, swojego małego azylu. Było to przestronne, jasne pomieszczenie, w którym wiecznie czuło się lekko słodkawy zapach miodu. Nic nie mówiąc, chłopak usiadł przy niewielkim okrągłym stoliku stojącym przy oknie. Odchylił się lekko na krześle, patrząc z dezaprobatą jak Blair krząta się w tę i z powrotem szukając kubków, kawy i cukru. Jak zwykle chaotyczna i niezorganizowana.
- Jak to jest, że ty się jeszcze w tym mieście nigdzie nie zgubiłaś? – Zapytał, mierzwiąc zlepione kosmyki.
- A kto tak powiedział – mruknęła, nieco zmieszana. Chłopak roześmiał się. Nie tak zupełnie szczerze, jak dawniej. Właściwie nawet z lekką ironią. Ale jednak roześmiał. Westchnęła ze zrezygnowaniem kładąc kubki z parującym płynem na stole.
- No, to co cię tu sprowadza chłopczyku?
Zanim odpowiedział zapatrzył się w okno. Na zewnątrz ulewa trwała w najlepsze. Przyglądając mu się wtedy nieco lepiej dostrzegła cienie widniejące pod oczami. Zauważyła też, że z wysportowanego, choć szczupłego faceta w ciągu zaledwie dwóch miesięcy rozłąki, stał się zwykłym chudzielcem, szaraczkiem, jakich wielu codziennie widywała przemierzając londyńskie ulice.
- Mam dość, Blair. To zaczyna przekraczać moje możliwości – powiedział, zaciskając dłonie na ciepłym kubku. – On wkrótce się dowie. Nie będzie ucieczki.
Na chwilę zamknęła oczy. To przecież było do przewidzenia. Każda zabawa kiedyś musi się skończyć.
- Tak, wiem – powiedziała, powoli rozwierając powieki. –Po prostu… nie spodziewałam się, że to wydarzy się tak szybko.
Nie mogła powiedzieć, że się nie boi. Voldemort był ostatnią osobą na długiej liście tych, z którymi za nic w świecie nie chciałaby spotkać się oko w oko. Nie byłą zdeklarowaną Śmierciożerczynią, a jednak same powiązania z nimi ustawiały ją w kolejce do „pozbycia się w razie potrzeby”, nie wspominając już o ewentualności spędzenia reszty życia w towarzystwie dementorów. Czegokolwiek by próbowała z myślą o odcięciu się od tych wydarzeń, w efekcie byłoby to zupełnie bezcelowe.
- Pomożesz mi? – Zapytał, wyrywając ją z zamyślenia. Patrzył wzrokiem pełnym determinacji i pewności w swoich zamierzeniach. Nieczęsto go takim widziała.
- Co za idiotyczne pytanie – warknęła, przybierając zupełnie inną postawę. Chociaż sama nie do końca wierzyła w powodzenie jakichkolwiek działań, które miałyby oznaczać bunt wobec Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, chciała chociaż w jakikolwiek sposób podnieść młodego Blacka na duchu. W końcu czego się nie robi dla przyjaciół. Nawet, jeśli chodzi o pójście na pewną śmierć.

by M.

8943 wyświetlenia
97 tekstów
6 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!