Menu
Gildia Pióra na Patronite

Z Pamiętnika Leny- Ratunek

Secret_Claire

Secret_Claire

Przyjaźń jest wielkim skarbem. Jednak nie większym niż miłość. Przyjaciele zawsze będą z Tobą i nie opuszczą, gdy jesteś samotny.

Uciekałam najszybciej jak się dało. Co jakiś czas spoglądałam za siebie. Nikogo nie było. Ale czemu uciekałam? Sama nie wiem. Biegłam przez ciemne ulice. Oświetlało je jedynie światło latarni. Padał deszcz. Przez wilgoć kręciły mi się włosy, czego nie lubiłam. Po chwili coś przeleciało mi przed oczyma. Wyglądało jak poruszający się biały neon. Poczułam, że nie mogę już oddychać.
Obudziłam się w domu. Leżałam w łóżku. William ściskał mnie tak mocno, że nawet przez sen to poczułam. Aaron siedział w powietrzu. Miał przez chwilę zamknięte oczy.
-Straszne-stwierdził cicho. Spojrzał się na mnie.
-Mówisz o moim śnie?- ledwo złapałam oddech i udało mi się go zapytać. Zrobiłam to tak samo cicho jak on. Nie chciałam, żeby wampir obudził się. Duch potwierdził kiwając głową. Posłałam mu spojrzenie pełne bólu. Zrozumiał, że wołam o pomoc. Bezradnie wzruszył tylko ramionami. Mój wzrok zmienił się na pełne grozy spojrzenie. Nagle oświeciło mnie. Wtuliłam się w Williama. Jednocześnie miałam nadzieję, iż będę miała chociaż czym oddychać. Nie myliłam się. Wampir zluzował swój uścisk. Byłam wolna. Uśmiech na twarzy Aarona znikł. Natomiast ja wyszczerzyłam zęby triumfująco. Odsunęłam się trochę od Willa . Wampir znowu przytulił mnie do siebie bardzo mocno. Poczułam się jak misiek, bez którego moja siostrzyczka żyć nie może. Teraz triumfował Aaron. Wkurzona odruchowo kopnęłam w nogę Willa. Wampir obudził się i spojrzał na mnie.
-Przepraszam- powiedziałam, gdy odwróciłam się do niego twarzą. Spojrzałam mu prosto w oczy z zażenowaniem. Teraz przynajmniej wie, że na prawdę żałuję- pomyślałam sobie.
-Nie szkodzi-odrzekł. Jego ramiona poluzowały się.
-Bardzo boli?
-A ciebie?- zaskoczył mnie pytaniem. Przecież to ja go kopnęłam, a nie on mnie.
-Mnie?
-Tak.
-Dlaczego mnie o to pytasz?
-Ty mnie kopnęłaś. Jeszcze ten widoczny ból w twoich oczach- powiedział jakby bujał w obłokach. Jednakże w jego głosie słychać było zatroskanie.
-Ojej- wyrwało mi się.
-W porządku?
-Tak.
W końcu mogłam wyjść z łóżka. Zrobiłam to niezręcznie. Ledwo stanęłam na nogi, a już William trzymał mnie, bym nie spadła. Podziękowałam mu. Założyłam kapcie i wyszłam z pokoju. Nie podnosiłam wcale nóg. Po prostu nie czułam ich. Potykałam się o najmniejszą rzecz. Gdy moje stopy znalazły się pod rogiem dywanu, upadłam. Momentalnie William znalazł się przy mnie. Wziął moje niezdarne ciało na swoje ręce i zaniósł mnie do kuchni.
-Ale z ciebie niezdara- zaśmiał się
-Dziękuję- westchnęłam z sarkazmem.
Nim zorientowałam się byłam u celu. William robił mi śniadanie. Zaczął grzać patelnię, a z lodówki wyjął dwa jaja. Nagle u mojego boku pojawił się ni stąd, ni zowąd Aaron. Śmiał się z krzątającego się wampira.
-A ty z czego się śmiejesz?- spróbowałam obronić mojego kucharza.
-Pierwszy raz widzę, żeby William stracił głowę. Pomyśleć, że to tylko dlatego, iż ty jesteś głodna. Nigdy tego nie robił dla śmiertelników.
"Śmiertelników"- pomyślałam sobie. To tak dziwnie zabrzmiało. Może to tylko dla tego, iż spędzałam tak dużo czasu z nieśmiertelnymi? Od tamtego wieczoru nie odzywałam się z żadnym śmiertelnikiem, oprócz bezdomnego mężczyzny. Czyżbym była już częścią świata istot, w które nie wierzy nauka? A może to tylko ja tak sobie zakodowałam w moim umyśle? Wszystko jest możliwe.
-Nie myśl tyle tylko jedz.- rozkazał mi nieco zły wampir.
-Hę?- wyrwana z zamyślenia nie zauważyłam, że śniadanie mi stygnie.- Och.- uświadomiłam sobie po chwili.- Przepraszam.- powiedziałam najmilszym głosem jakim umiałam. Choć zapewne brzmiało to jakbym się obraziła. Aaron chichotał tylko.
-Co?- zapytałam ducha.
-Te twoje rozmyślania..- nie dokończył, bo wybuchnął śmiechem. Miny Williama i moje nie były zbyt przyjemnym widokiem. Niestety to jeszcze bardziej rozbawiło ducha. Wampir przytulił mnie do siebie i szepnął coś do ucha. Robił to, by nic nie rozwalić ze wściekłości. Ja jedynie jadłam jajecznicę. Byłam wkurzona na reakcję ducha. Zatem, aby nie zacząć na niego krzyczeć trzymałam mocno widelec. Jednak Aaron nie przestawał. Ja natomiast z braku cierpliwości w końcu rzuciłam w niego sztućcem. Duch spojrzał się na wbity przedmiot w ścianę. Jego oczy wyrażały coś w rodzaju strachu. Wampir uśmiechnął się pod nosem.
-No co?- zapytał niewinnie
-Chcesz kolejny widelec?- szepnął ucha rozbawiony sytuacją Will.
-Tak. Poproszę.- odpowiedziałam jak obrażona mała dziewczynka.
-Rzucisz znowu w niego?- zapytał, po czym pocałował mnie w głowę. Znikł na moment, by potem dać mi widelec.
-Nie tym razem skończę.- odpowiedziałam nieco spokojniejsza.
-Wielka szkoda...
Wampir ciągle stał za mną i przyglądał się moim poczynaniom.
-Co ja wam zrobiłem?- ponowił pytanie Aaron.
-Jakbyś nie wiedział.- burknęłam, kończąc jeść.
-No co?
-Możemy na chwilę pogadać na osobności?- zapytał William ducha.- Zaraz wracam- powiedział całując mnie we włosy.
-Ok.
Siedziałam i kończyłam jeść śniadanie. Nim chłopcy wrócili ja zdążyłam posprzątać po sobie. Udało mi się mimo moich drżących z wściekłości rąk. Wampir wrócił z swoim kompanem. Wyglądali bardzo poważnie. Ich miny wystraszyły mnie. Nie widziałam u nich nigdy takiej powagi. Poczułam, że ich nie znam. Twarze były dla mnie zupełnie obce. Jednak William podszedł do mnie i przytulił do siebie.
-Musimy na chwilę iść. Będziesz grzeczna i zostaniesz?- zapytał szepcząc mi do ucha. Pytanie sprawiło, że poczułam się jak małe dziecko. Jednak posłusznie potwierdziłam. Nim się obejrzałam byłam sama w zamkniętym domu. W tych czterech ścianach zrobiło się nie tylko pusto i smutno, ale i bardzo cicho. Spojrzałam na siebie od góry do dołu. Stwierdziłam, że najlepiej będzie jeśli ubiorę się. Z przyzwyczajenia zamknęłam łazienkę na klucz. Nalałam sobie ciepłej wody i zrobiłam pianę z płynu do kąpieli. Weszłam do przygotowanej kąpieli i rozluźniona prawie leżałam. Było mi na tyle dobrze, iż myślałam, że zasnę. Zaczęłam rozmyślać nad moim życiem. W końcu tak na prawdę nie powinno mnie tu być. Teraz powinnam być w szkole. Być może dostać jakąś ocenę. Jednak nie... Musiałam pojechać i zamieszkać z istotami, które nie istnieją dla ludzi. Możliwe, że na zawsze. Przymknęłam oczy i wyobraziłam sobie moje normalne życie. Jedynki, czwórki, a czasem i szóstki. Żadnych wampirów, brak duchów, zero tajemnicy. Takie byłoby, gdyby nie ten głupi zakład. Usłyszałam jakiś upadający przedmiot. Chcąc dowiedzieć się, jak to się stało, ubrałam się szybko. Nie spuściłam wody. Wyszłam z łazienki. Weszłam do salonu. Jedna z statuetek, które stały na kominku upadły. Postanowiłam ją odłożyć na miejsce. Gdy pochyliłam się czyjaś ręka szybko chwyciła mnie za pas. Bym nie krzyczała włamywacz zatkał mi usta drugą dłonią. Mężczyzna miał kompana, który ogłuszył mnie.
Obudziłam się związana w jakimś pomieszczeniu. Nie byłam zbyt ogarnięta, by dowiedzieć gdzie dokładniej. Porywacze mieli na sobie kominiarki. Byłam bardzo wystraszona. Jednak starałam się nie okazywać tego co czułam. Możliwe, że to udało się.
-Niezła zdobycz- zaśmiał się jeden z nich. Moje nogi i ręce były mocno przywiązane. Siedziałam na ziemi, opierając się zimnej ściany. Nie mogłam mówić. Przywiązana do mojej twarzy chusta nie pozwalała mi sprzeciwić się.
-Ciekawe czy ten idiota przyjdzie po nią.- stwierdził drugi bawiąc się jedną ze skradzionych z domu statuetek. Siedział on na krześle obracając się na lewo i prawo. Jakby fotel było ograniczony. W przeciwieństwie do porywacza, który stał przy mnie jego kompan nie interesował się mną.
-Och. Jeszcze to ciągniesz Paul?- zapytał bezsilnie mój "strażnik".
-Nie.- odpowiedział mu krótko. Po chwili dodał.- To on skończy swoje nędzne życie.
Domyślałam się jedynie, że oglądając trzymany przez Paula przedmiot, mężczyzna uśmiechał się. Zapewne marzył tylko o śmierci. Ale kogo? Czy to nie byłą czasem pomyłka? Może chodziło o kogoś innego? Jedno wiem na pewno: byłam tak bardzo wystraszona, że o mało co nie umarłam. Nigdy tak nie bałam się.
-To przecież stara sprawa.- stwierdził przyjaciel Paula. Jednak ten nie dawał za wygraną.
-Powiedz mi Alfie. Kto odebrał życie mojej ukochanej?
Światło lampki oświecało twarz Paula. Reszta pomieszczenia była bardzo ciemna.
-On.- odpowiedział grzecznie Alfie.
-Zgadza się bracie- odparł mężczyzna.- Kto uśmiercił naszą matkę?
Porywacz zamarł. Najwidoczniej trafił w jego czuły punkt. Brat Paula nie odzywał się już.
Nagle słychać było trzaski. Drzwi zostały wyważone. Zlękniona skuliłam się tylko na chwilę. Byłam pełna nadziei, że to William. Nie myliłam się. Wampir był bardzo wkurzony. Jednakże nie okazywał tego. Aaron sprawił, iż porywacze nie mogli się ruszać. Will uwolnił mnie i zabrał z tego miejsca. Było mi bardzo zimno. Jednak cieszyłam się, że przyjaciele mnie uratowali. Wtuliłam się bardzo w wampira. Poczułam, iż łzy cisną mi się. Wtopiłam swoją twarz, by nikt nie widział tego. Dopiero, gdy byłam w domu ukazałam szok. Tak właściwie to dopiero teraz go poczułam. William położył mnie powoli na kanapie i okrył kocem uciszając mnie. Głaskał czule moją głowę. Ja natomiast wtuliłam się mocna w koc. Moje łzy moczyły poduszkę. Jednak tym nikt się nie przejmował.

18 089 wyświetleń
114 tekstów
3 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!