Menu
Gildia Pióra na Patronite

Sranger from sleep

Bettie

Bettie


PROLOG

Była 22:42 2 lipca 1993 roku. Dakota właśnie siedziała przy biurku myśląc o małej, czarnowłosej dziewczynce, która nawiedzała ją w każdym śnie. Nie miała pojęcia co łączy ją z tym dzieckiem, ale była pewna, że jest między nimi coś w rodzaju niewidzialnego łańcucha. Nie wiedziała też skąd te dziecko tak nagle zjawiło się w jej śnie i odtąd odwiedzało ją regularnie. Co noc zadawała sobie te same pytanie : kim ona jest?
Dakota nie miała zamiaru nikomu o tym mówić. Bała się, że uznają ją za nienormalną lub chorą psychicznie. Lecz była jedna osoba, której powiedziała o wszystkim- jej najlepsza przyjaciółka. Mówiły sobie o wszystkim, więc dlaczego nie miała jej o tym wspomnieć?

Perspective Dakota

1.Blood

Patrząc przez okno zobaczyłam piękny, biało-kremowy księżyc. Wpatrywałam się w niego bardzo długo.
Zamyślona nagle usłyszałam trzask. Przestraszyłam się, bo w domu nie było nikogo prócz mnie i Katem.
Katem była dziewczyną mojego ojca od prawie trzech lat. Odkąd mama umarła czułam się samotna i opuszczona. Wtedy pojawiła się Katem i podniosła mnie na duchu. Mam u niej ogromny dług.
Zeszłam na dół, bo najprawdopodobniej źródłem owego trzasku była kuchnia. Panowały w niej egipskie ciemności. Oświeciłam światło. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Ogarneła mnie panika. Krzyknęłam tak głośno, że pewnie obudziłam Katem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczą. Blat był pokryty KRWIĄ!Czerwona substancja zciekała na podłogę. .Strasznie się przestraszyłam i od razu sięgnęłam do szuflady po najostrzejszy nóż. Oróciłam się wokół własnej osi. Ciągle wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje, ale nikogo nie zobaczyłam.Przeszły mnie dreszcze. Zdałam sobie sprawę, że to było żałosne. Bałam się dziecka ze snu! Ale teraz było to coś poważniejszego. W mojej kuchni była krew! Nie wiadomo czyja i skąd się wzięła.
Nie odkładając noża poszłam do sypialni, w której spała Katem. Oświeciłam największą lampę zawołałam
- Katem, musisz wstać. - W moim głosie było słychać ogromne przerażenie.
- O co chodzi, Dak? - Zapytała zaspanym głosem. - Coś się stało? - Przymrużyła oczy.
- Tak! - krzyknęłam ze łzami w oczach. - Kuchnia jest zalana krwią!
- Słucham? - Zapytała jakby nigdy nic.
- No wstawaj. Musisz to zobaczyć. - Rozkazałam jej.
- Dak, pewnie Ci się przysniło. Wracaj do łóżka. - Oznajmiła uspakajającym tonem. Nagle zachciało mi się spać. Zawsze tak dziwne na mnie działała. Ba,nie tylko na mnie.
- Do cholery, nie rozumiesz, że w kuchni jest ponad pół litra krwi?! - Wybuchłam nagle, niczym wulkan. - I nic mi się nie przysniło. Nawet nie zmrużyłam oka. Jest dopiero jedenasta. - Powiedziałam ciągnąc ją za rękę.
- Po co Ci ten nóż ?! - Przestraszyła się, gdy spostrzegła w mojej dłoni jeden z najostrzejszych noży.
- Nie gadaj tylko idź. - Powiedziałam. Stawałam się coraz spokojniejsza. W końcu byłam tak spokojna, że zachowałam się tak,jakby przed chwilą nic nie zaszło.Nadal oddychałam niemiarowo , ale nie byłam już przerażona.
- Dak, idź do łóżka. - Oznajmiła ciągnąc mnie za rękę. Wepchnęła mnie do pokoju i zamknęła drzwi.
Podeszłam do łóżka. Byłam zmęczona i znów przestraszona. Bałam się iść spać jeszcze bardziej niż przed dwudziestoma minutami. Opadłam na łóżko. Oczy miałam zamknięte, ale gdy coś pode mną zaszeleściło otworzyłam je. Zobaczyłam małą, białą karteczkę. Była zgięta na pół. Otworzyłam ją. Było tam napisane coś po łacinie.
- Katem znosi mi tu jakieś śmieci. - Murknełam pod nosem, ziewając i po pięciu minutach najzwyczajniej w życiu zasnełam.

2.Dream

W moim śnie jak co no pojawiła się szczupła, zielonooka nieznajoma. Jej kruczoczarne włosy sięgały za jej śnieżnobiałe ucho. Na pozór była dwunastoletnim, bezbronnym dzieckiem, a z drugiej niebezpiecznym drapieżnikiem. Dlaczego? Hmm. Sposób w jaki się we mnie wpatrywała był przerażający. Mierzyła mnie wzrokiem jak największego wroga.
Znajdowałyśmy się w ciemnym pomieszczeniu z dużym lustrem. Przejrzałam się w nim. Nie wyglądałam już jak siedemnastolatka, tylko jak dojrzała kobieta. Dopiero teraz spostrzegłam, że odbicia dziewczynki nie ma. Szybko się odwróciłam i znów ja zobaczyłam. Dzikość w jej oczach zatrzymała mi dech w piersiach.
- Jak masz na imię? - Zdobyłam się na odwagę by łagodnym tonem ją o to zapytać.
Nie odpowiedziała, lecz na ścianie pojawił się napis koloru czerwonego. Miał dokładnie taki sam odcień jak krew w kuchni. Było tam napisane : CLAIRE.
- Oj... Jakie piękne imię. - Powiedziałam rozczulonym tonem głosu.
Nagle coś mnie odepchnęło. Nim się spostrzegłam dyszałam głośno w moim pokoj. Spojrzałam na zegarek. Była 2:22. Znowu te dwójki.
Wstałam z łóżka. Napiłam się wody i sięgnełam po telefon. Wykręciłam numer Emily.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
- Halo? - usłyszałam zaspany głos Emily.
- Hej. Tu Dakota. Wiem, że to nie najopowiedniejsza pora na rozmowę przez telefon, ale muszę pogadać. Koniecznie.
- Wiem, że się przyjaźnimy, ale nie musiałaś mnie budzić akurat o tej porze. - Miała mi to za złe.
- Wiem, przepraszam...Tylko ona znów mi się przyśniła. - Wyznałam po chwili głuchej ciszy.
- Ta ciemnowłosa? - Zapytała w ogóle niezainteresowana, lecz zaspana.
- Tak. - Przytaknęłam. - Tyle,że teraz wyznała mi swoje imię. - Opowiedziałam.
- Taa...? Spotkamy się jutro? - Zapytała zupełnie oddalając się od tematu.
- Jasne. Jutro,w twoim domu o 12:00? - Powiadomiłam ją. - Opowiem Ci wszystko.
- OK. To do jutra. Śpij dobrze.
- Dzięki, ale to mi chyba nie pomoże. - Powiedziałam nadal wpatrując się w okno. - Kolorowych snów.
- Dzięki. - Podziękowała. - Pa.
Rozłączyła się.
Stałam znieruchomiała trzymając telefon przy uchu. Nie wiedziałam dlaczego ,ale bałam się ruszyć, a nawet odwrócić. Coś mnie przed tym powstrzymywało. Nagle przypomniałam sobie o kuchni, która była w większej części ubrudzona krwią. Wzdrygnełam się na samą myśl o tym i nagle niewidzialna postać pozwoliła mi się ruszyć.
Odłożyłam telefon na szafkę pod oknem, po czym ruszyłam przez ciemność w głąb pokoju w poszukiwaniu mojego pamiętnika. Podeszłam do szuflady, w której najprawdopodobniej się znajdywał. Otworzyłam ją ostrożnie i zdałam sobię sprawę, że przewiduję każdy mój ruch. Uderzyłam się w czoło, myśląc, że po prostu miałam omamy i gdy zejdę na dół krwi już nie będzie.
Ta myśl uspokoiła mnie , ale nie na długo; wpisując w pamiętniku imię diabelskiej istoty ponownie usłyszałam trzask. Dobiegał on z piwnicy. Tak przynajmniej myślałam.
Odłożyłam pamiętnik i ruszyłam powolnym krokiem w stronę drzwi. Moje serce przyśpieszyło tempa, a ręce zaczęły trząść się niczym galareta.
Wzięłam głęboki wdech i przełknęłam głośno ślinę, po czym jednym stanowczym ruchem otworzyłam drzwi. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ żadne przewidzenie mnie nie nawiedziło.
Zeszłam powoli na dół, zabierając po drodze wszystkie rzeczy, które mogły służyć jako broń.
W końcu miałam już ze sobą : dezodorant należący do Katem, scyzoryk ojca i jakąś ciężką statułetkę, którą Katem wygrała jako dziecko.
Weszłam do kuchnii, bo pomyślałam, że i tak mogę znaleźć coś podejrzanego. Wyciągnełam przed siebie rękę z scyzorykiem, po czym szybko nacisnełam na włącznik światła.
Ogarnął mnie szok. Lecz szok, przy którym kamień spadł mi z serca. Krwi nie było...
Pomyślałam, że jednak to był tylko głupi wymysł mojej chorej wyobraźni. Chwilę po tym moją uwagę przykuło światło padające przez szparę drzwi z łazienki, chociaż wcześniej go nie oświecałam. Podeszłam tam zdecydowanym krokiem, chociaż w głębi duszy bałam się jak cholera.
Wziełam głęboki oddech, lecz tak cichy, by ktoś , kto znajduje się w łazience go nie usłyszał, po czym jedym ruchem otworzyłam drzwi łazienki.
Nagle zobaczyłam...

3.Warning

- Katem ? - zapytałam zdziwiona.
- Dak, co Ty wyrabiasz ? - rządała wyjaśnień, rozczesując przy tym włosy i patrzą krzywo na dezodorant, który trzymałam w dłoni.
- Ee... - Nie wiedziałam co powiedzieć. Zupełnie mnie zatkało.
- Dlaczego nie śpisz ? - zapytała podejrzliwie.
- Boo... - musiałam się chwilę zastanowić. - Ten trzask mnie obudził. - Wyjaśniłam tak wiarygodnym tonem, że sama pochwaliłam siebie w myślach.
- Coś kręcisz... - powiedziała, patrząc w lustro i rozczesując włosy. Sprawiło to wrażenie ignorancji.
- No dobra. Nie potrafię zasnąć. - Odezwałam się zrezygnowana. - A Ty, czemu nie śpisz ? - rzuciałam w jej kierunku podobne pytanie.
- Z prawie tego samego powodu co Ty... - wyjaśniła wreszcie okazując mi trochę uwagi i patrząc na mnie.
- Prawie robi wielką różnicę... - murknełam pod nosem.
- Hmm... ?
- Nie, nic. - Odpowiedziałam szybko.
- Idź spać. - Powiedziała stanowczym tonem, odgarniając mi włosy.
Głośno zaburczało mi w brzuchu.
- Najpierw pójdę coś zjeść. - Zdecydowałam.
- OK - przytaknęła. - Ja wracam do łóżka. - Oznajmiła.
- Dobrej nocy. - Przytuliła mnie.
Rozeszłyśmy się za drzwiami łazienki.
Zmierzałam do kuchni, gdy już tam dotarłam podeszłam do lodówki, by wyjąć z niej butelkę mleka.Wsypałam płatki kukurydziane do miski z mlekiem, usiadłam przy blacie i jadłam wpatrując się w ścianę. Otaczała mnie głucha cisza, a ja uporczywie wpatrywałam się w jedną z czterech ścian.
Niespodziewanie, niczym prosto z mojej chorej wyobraźni na ścianie pojawił się napis. Jakby napisany ludzką krwią.Znowu.
Przestaszyłam się nie na żarty. Pomyślałam, że albo jest nienormalna, albo w tym domu dzieję się coś dziwnego.
Oddychałam głośno i nie miarowo, wpatrując się z szeroko otwartymi oczami w utworzone z nikąd wyrazy.
Dobrze, że byłam na tyle mądra by spostrzec, iż napis jest zapisany w języku łacińskim. Od razu do głowy wpadła mi mała, biała karteczka, którą znalazłam w moim pokoju.
Pobiegłam na górę, często oglądając się nerwowo za siebie. Padłam na łóżko. Szybkim ruchem otworzyłam zgiętą na pół karteczkę i nagle...moje serce jakby się zatrzymało. Wpatrywałam się w nią z niedowierzeniem - te słowa były identyczne...

Byłam bardzo, ale to bardzo zmęczona, lecz gdy myślałam o tym, co przed momentem ujrzałam, postanowiłam nie zmrużyć oka przez całą noc.
Wzdrygałam się na każdy krok postawiony poza moim pokojem. On był jak azyl. Moje własne sanktuarium, do którego nie mają wstępu żadne moce nadprzyrodzone i siły ciemności. oraz moja wyobraźnia.Tak, tam czułam się bezpieczna...
Idąc przez ciemny i wydłużający się bez końca korytarz, z sekundy na sekundę poczułam się nieswojo. Przełknęłam strach i zrobiłam kilak kroków na przód i usłyszałam jak ktoś otwiera główne drzwi.
Stałam jak wryta. Nogi mi zdrętwiały. Wsłuchując się w ciche kroki, moje serce zaczęło szybciej bić.
Widziałam cień, padający od drzwi. Ujrzałam sylwetkę mężczyzny, który powoli zbliżał się w moją stronę. I nagle z ciemności wyłoniła się przemęczona twarz mojego ojca.
- Nick ? - zapytałam zdziwnona. - Znaczy tata .. ?
Podszedł do mnie i uniósł ręce do góry.
- Dziecko, dlaczego nie śpisz ? - zdenerwowało go to, lecz w tak niewielkim stopniu, iż tylko ja mogłam to dostrzec.
Tak dawno się nie widzieliśmy. Ale czy mogłam mu zabronić robienia tego, co tak bardzo kochał ? Byłabym potworem.
Reżyseria to jego talent, ucieczka od problemów, a przede wszystkim pasja.
- Miałam dziwne sny. - Powiedziałam szczerze.
- Idź, chociaż spróbuj. - Zachęcał mnie. - Nie śpisz już od 4 dni.
- Powiedział zmartwionym tonem głosu.
Cztery dni? Mylisz się.
- Co się dzieje ?
- Mam dziwne sny. - Powtórzyłam, nieco zniecierpliwiona.
- Mnie możesz powiedzieć. - Zapewnił, po czym popatrzył na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.
Patrzyłam na niego w milczeniu.
- Po co ja się w ogóle męczę ? - zapytał samego siebie. - Przecież od tych spraw masz przyjaciół...
Wywróciłam oczami.
- Tato, daj spokój... - powiedziałam, ziewając. - Lepiej idź do Katem, bo umiera z tęsknoty.
Poszło mi łatwiej niż sądziłam.
- Dobranoc. - Pocałował mnie w czoło.
- Pa. - Odpowiedziałam, mrużąc oczy.
Zamknął za sobą drzwi i znów poczułam niepokój. Potruchtałam szybko do pokoju.
Jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie mamy. Była taka piękna. Po policzku spłynęło mi kilka łez. Kiedy już się opanowałam, wskoczyłam pod kołdrę, zgasiłam światło i ...zasnęłam.

4.She

Sen, który tym razem mi się przyśnił, nie był taki straszny. Choć biegłam wraz z Claire prosto w przepaść, nie był taki mroczny.
Biegłyśmy trzymając się za ręce. Byłyśmy w środku lasu. Poruszałyśmy się niezmiernie szybko. W końcu spostrzegłam, że biegniemy prosto w ogromną przepaść. Już miałyśmy w nią skoczyć, gdy ze snu zbudził mnie dźwięk SMS'a. Spojrzałam na telefon. To Feliks, mój chłopak. Dawno nie rozmawialiśmy, ale nie pamiętam czemu.
Napisał tak :
" Hey Kochana. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem, a jeśli tak to bardzo przepraszam. Mam sprawę;
Czy mogę do Ciebie wpaść wieczorem ? Jeżeli nie to trudno i proszę daj znać. To bardzo pilne.
Twój Feliks. "
Odpisałam :
" No cześć. Wybaczam Ci to, że mnie obudziłeś . Będziemy mogli pogadać, ale wolałabym w jakimś innym miejscu. Może w cafe'jce u Neil'a ?
Moim zdaniem również powinnyśmy porozmawiać.
Twoja Dakota."
Podeszłam do okna i od razu udzielił mi się nastrój, panujący na zewnątrz.
Promienie Słońca wlewały się do środka. Przeciągnełam się i znów usłyszłąm dźwięk SMS'a:

" Przepraszam jeszcze raz. Dobrze. Do zobaczenia o 19:00.
Twój Feliks ."
Nie odpisałam.
Stałam tak w bezruchu, wpatrując się w las za oknem. Ocknełam się i poszłam do łazienki.
Przestraszyłam się, widząc swoje odbicie; byłam bardzo blada, pod oczami miałam fioletowe cienie, a moje ciemne włosy sterczały we wszystkie strony.
- Y. - Wydałam z siebie dziwny dźwięk, przyglądając się swojemu odbiciu.
Sięgnełam po sztokę do zębów i wycisnełam na nią odrobiną pasty. Myjąc zęby, poczułam, że coś niemiłosiernie pali mnie na nadgarstku. Spostrzegłam, iż mam na nim znamię w kształcie liter; MORTE. Dotknełam go delikatnie. Odskoczyłam jak poparzona.
- Co to do cholery ma być... ? - murknełam do siebie.
Pomyślałam o wszystkim co się wczoraj wydarzyło. Skąd to coś mogło wziąść się na moim nadgarstku ?...
Nie miałam zielonego pojęcia. Byłam na siebie zła, że widzę takie rzeczy.
Nałożyłam na znamie krem i zawinełam bandażem.
Przestraszyłam się, bo pomyślałam, że jestem chora psychicznie.
Przełknęła te myśli i wyszłam z łazienki. Ruszyłam w stronę mojej garderoby. Ubrałam się w moją ulubioną, czerwoną tunikę i sweter, by zakryć bandaż.
Schodząc po schodach, poczułam woń ziół. " Tata robi mój ulubiony omlet z ziołami i serem. " - pomyślałam.
Czym prędzej zeszłam na dół, wdychając po drodze apetyczny aromat.
- Cześć. - Przywitałam się , wchodząc do kuchni.
- Hej. - Odpowiedzieli chórem Katem i mój tatuś, Nick.
Po ich minach wywnioskowałam, że mówili o mnie i nagle im przerwałam.
- Co jest ? - zapytałam podejrzliwie.
- A co ma być ? - zapytała Katem niewinnym tonem głosu , poprawiając swoje blond loki.
Tata nałożył mi ogromną porcję omletu.
- Dziękuję, ale czemu tak dużo ? - zdziwiłam się.
Nie odpowiedział. Widocznie wziął to za pytanie retoryczne.
Zaczełam jeść, nie zwracając uwagi na Katem, która po raz kolejny próbowała zbajerować tatę, by kupił jej nową biżuterię.
Kiedy skończyła jeść, udałam, że wychodzę z kuchni i kieruję się w stronę mojego pokoju, lecz na prawdę przystaneła za rogiem, by podsłuchać rozmowę moich opiekunów. Poważnie się o mnie martwili, a ja nie mogłam im nic powiedzieć. " Idiotka " - pomyślałam.
Przecież to ja bałam się z nimi otwarcie porozmawiać. To przeze mnie byli tacy skołowani.
Pobiegłam z poczuciem winy do mojego pokoju.
Spojrzałam na zegarek. Była 10:27. Wiedziałam, iż do godziny ,na którą umówiłam się z Emili, zostało trochę czasu, ale wolałam czym prędzej wyjść z domu, by uniknąć kolejnych, krępujących pytań, na które nie potrafiłabym znaleźć racjonalnej odpowiedzi.
Zeszłam na dół.
- Wychodzę. - Oznajmiłam głośno, jednak nie doczekałam się odpowiedzi.
Szłam powoli w stronę furtki. Gdy wyszłam na wybrukowaną uliczkę, przystanełam i zaczeła wpatrywać się w mój dom, zauważając to, czego wcześniej nie dostrzegałam.
Stary, porośnięty bluszczem, kipiący tajemnicą. Tajemnicą niemożliwą do odkrycia...
Ocknełam się dopiero po kilkunastu minutach, gdy przejechał obok mnie chevrolet 210 ( rodem z lat 50 ), który oryskał wodą prosto z kałuży cały tył mojej czerwonej sukienki.
Odwróciłam się za nim i przeklnełam na mężczyznę, prowadzącego samochód. Dodałam też coś o ostrożnośći kobiet, jeżdżących autami.
- Cholera... - murknełam, próbując wyczyścić sukienkę. Jednakże bez skutku.
Wziełam moją parasolkę i ruszyła w stronę domu Emily. Szłam tak przez 30 minut.
Trochę mnie to zdziwiło, bo wybrałam krótszą drogę.
Brnełam tak po kolana w trawie prawie prze 1/2 drogi do Emily.
Po kilkunastu minutach męk w wysokich trzcinach, stanełam przed domkiem mojej przyjaciółki.
Dom Emily był dość nowoczesny i wyglądał na zamieszkiwany w przeciwieństwie do mojego. Ten budynek otaczały różnolite kwiaty, który woń była tak kusząca, że moża było stać tu godzinami.

5.Talking to Em

Ruszyłam wreszcie naprzód. Gdy stanełam przed drzwiami, antyczną kołatką zastukałam w drzwi. Po kilkudziesięciu minutach przywitała mnie starsza siostra Emily, Destiny.
Sympatyczny wyraz wprawił mnie w dobry nastrój.
- Witaj Dakoto. - Przywitała mnie szerokim uśmiechem, odsłaniając swój idealny, biały zgryz.
- Cześć. - Próbowałam odwzajemnić ten pełen optymizmu i entuzjazmu uśmiech, lecz niestety, mnie to tak świetnie nie wyszło. Aczkolwiek Destiny najwyraźniej się spodobał.
- Jest Emily ? - Zapytałam.
- Tak, jest. Bawi się wraz z Ishi w salonie. - Powiedziała otwierają zachęcająco drzwi bym weszła do środka.
Weszłam do wnętrza ogromnego, białego domu. Wiedząc, gdzie leży salon, ruszyłam na prawo. Rzeczywiście w salonie zastałam Emily i jej młodszą siostrzyczkę, Ishi, która od razu gdy mnie zobaczyła rzuciła mi się na szyję.
- Cześć wam.
- Cześć. - Odpowiedziały równocześnie.
- Wiesz co ? - Zaczeła pięcioletnia Ishi. - Emily przegrała ze mną w grze planszowej. - Opowiedziała, uśmiechając się triumfalnie.
Spojrzałam na Em z uśmiechem. Zaśmiała się cicho, wzruszając ramionami i patrząc trudnym do określenia wzrokiem na Ishi.
- Gratuluję. - Pogłaskałam Ishi po jej złocistej główce, a ona obdarzyła mnie jednym ze swoich łobuzerskich uśmiechów.
Odwzajemniłam uśmiech, mając nadzieję, że wyszedł on równie ślicznie jak uśmieszek Ishi.
- Em, gotowa ? - zapytała Emily po chwili, spoglądając na nią.
- Tak, tak. - Zerwała się z fotela. - Tylko wezmę sweter.
Przytaknełam, a ona ruszyła w stronę schodów.
Mając świadomość, że Emily nie wróci wcześniej niż po dziesięciu minutach, znudzona zaczęłam się przechadzać po ogromnym, elegancko wystrojonym hall'u.
Moją uwagą zawładnął obraz pochodzący nawyraźniej ze sztuki renesansu. Przedstawiał on nagą kobietę z małym, ciemnowłosym dzieckiem. Była piękna, lecz cała opływała we krwi, a jej dziecko miało dziwny wyraz twarzy. Zdziwiłam się, że pani James powiesiła coś takiego w miejscu widocznym dla dzieci, ale w końcu ona lubiła antyczne drobiazgi.
Z zahipnotyzowania wyrwała mnie Emily, skacząc mi na szyję i owijając mi szyję rękoma tak mocno, iż ledwo zaczerpnełam powietrza.
- Emily... - wykrztusiłam, owinięta jej ramieniem.
- Upss. - Szybko rozluźniła ręce, niczym anakonda po zabiciu swej ofiary. - Wybaczysz?
- Nawet nie pytaj. - Popatrzyłam na nią poważnie, chytając się za szyję, po czym wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Chodźmy. - Zadecydowała stanowczo i chwyciła mnie za rękę.
Wychodząc murknęła coś do sióstr i mamy, ale byłam zbyt zamyślona tajemniczym obrazem, żeby to usłyszeć.
Rozmyślałam nad tym przez całą drogę, ponieważ coś powodowało, iż ciągle me myśli wracały do sekretnej matki z morderczym dzieckiem.
Prowadzona przez moją przyjaciółkę, nie wiedziałam gdzie zmierzamy.
Nareszcie przystanęłyśmy i dopiero wtedy moje przemyślenia odpłyneły i spostrzegłam, że stoimy po pas w gęstej trawie na środku pięknej, zielonej łąki.
Rozejrzałam się dookoła. Nie było widać zupełnie nic, prócz wzgórza na widnokręgu z małym, białym domkiem.
Spojrzałam na Emillię.
- Dawno nie gadałyśmy, więc słucham... - powiedziała, siadając w zaroślach, a ja położyłam się, uklepując w ten sposób z chaszczy płaską powierzchnię.
No i zaczęłam opowidać. Podzieliłam się z nią wszystkim, o czym do tej pory nie miała pojęcia. Wpatrywała się w niebo, z fascynacją wysłuchując moich opowieści, niczym bajek na dobranoc. Tylko kto chciałby wysłuchiwać czegoś takiego przed snem?
Kiedy skończyłam, leżałyśmy tak w ciszy, wsłuchując się we własne myśli.
Wreszcie byłam zmuszona się odezwać, nie wytrzymując tej ogłuszającej i denerwującej ciszy:
- Myślisz, że jestem nienormalna... - przyznałam niby stanowczo, niby z ukrytym pytajnikiem. W końcu miałam nadzieję, że mnie jakoś uspokoi.
Leżała w ciszy. Obserwowała umarłym wzrokiem otchłań błękitnych niebios.
To było tak bardzo irytujące, że naturalnie nie potrafiłam wytrzymać, lecz byłam cierpliwa. Kątem oka spoglądałam na spoczywającą w zwilżonej przez poranny deszcz trawie dziewczynę.
Po trwającej dla mnie wieczność chwili, Emily poniosła się z wylkepanej na płasko przez jej ciało trawy. Spojrzałam na nią z niecierpliwością.
- Tą zagadkę, jak każdą można rozwiązać. - Zawyrokowała, a ja poczułam się zawiedziona. Spodziewałam się jakiejś konkretniejszej rady i Emillia chyba to odnotowała, gdyż podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem. Poczułam się jak niepoczytalny, obłąkany i anormalny człowiek.
Odepchnęłam ją lekko od siebie, by nie poczuła się urażona.
- Ja na prawdę nie mam pojęcia co z tym zrobić... - Wybełkotałam, a w moich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Czułam się bezradna. Tak jakby ktoś, zrobił coś,bez mojej wiedzy i nie przekazał mi nawet instrukcji.
Nie potrafiłam zahamować łez. Małe, przezroczyste kuleczki, mające płynną konsystencje wydobywały się masowo z mych oczu.
- Już dobrze, poradzimy sobie.
Otarłam łzy i zabrałam intensywny wdech,sragniona powietrza...

6.Upleasant information

Gdy już się pozbierałam, postanowiłyśmy, że wrócimy do domu Emily.
Podpierając się o ramię Emi, szłam ledwno podnosząc nogi. Było mi słabo, co chwilę świat wirował w mojej głowie.
Nie sądziłam, że tą drogę można tak długo i nieustannie,bez odpoczynku przemierzać.
Już pomyślałam, że osunę się na ziemię, gdy przed oczmi stanął mi biały dom mojej przyjciółki.
Weszłyśmy do środka. Próbowałam ustać na własnych dolnych kończynach, lecz zakładam, że nie wyszło mnie to najlepiej, ponieważ mama Emily, gdy mnie zobaczyła podbiegła ku mnie i ujęła w swoje zimne dłonie moją twarz. Ta czynność dała mi ukojenie, a pani Samantha przemówiła w moim kierunku:
- Dakoto, co się stało? - zapytała, a w jej tonie głosu nie można było wyczuć zdenerwowania.
- Wszystko dobrze. - Skłamałam.
- Przecież widzę, że jesteś bardzo blada. - Pani James wzieła mnie za rękę i zaprowadziła do ich ogromnego salonu.
Zmierzała prosto na ogromną sofę, która stała we zachodniej części pomieszczenia.
Nagle poczułam się nieswojo. Nie wiedziałam dlaczego akurat takie uczucie mi towarzyszy. Przecież tyle razy czułam się w tym domu jak we własnym, a teraz po prostu zrobiło mi się głupio.
Próbując przezwyciężyć nieśmiałość położyłam się na kanapie, a mama Emily przyniosła mi coś do picia.
Podejrzewam, że to były jakieś zioła na uspokojenie, bo po niespełna trzech minutach zasnęłam.
Mój sen od jakiegoś czasu nie przemijał, jak powinien. Zawsze w któryś etap drzemki wpychał się rytualnie koszmar.
Jak każdorazowo ten omam miał ukryty sens, którego zazwyczaj nie potrafiłam się domyślić.
Byłam w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu, które przypominało lochy. Moim oczom ukazały się zwłoki kilku więźniów, a w końcu zobaczyłam żywą postać.
Jej sylwetka była tak wyraźna, iż mogłam ocenić, że była to kobieta.Ciężarna kobieta. Mimo ciemności panujących w owej piwnicy, dojrzałam piękną, bladą cerę leżącej na zimnych podłogach lochu damy.
Znienacka wystraszył mnie długi, wysoki krzyk. Kobieta chwyciła się za brzuch, po czym jednym, szybkim ruchem zgięła się w pół. Cierpiała. Widziałam to, lecz bałam się podejść.
Zarejestrowałam mymi oczyma przerażający widok. Nieznajoma odkryła swój ogromny brzuch. Z tak dalekiej odległości niewiele mogłam dostrzeć, lecz ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam aż za wiele. Na jej brzuchu były wypalone napisy... Po łacinie.
Zaczęło zbierać mi się na wymioty...

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

Kilka słów od autorki:
Przepraszam Was za pewne niedogodności występujące w tekście i za błędy ortograficzne. Wiem, że jest ich tam sporo, lecz nie byłam na siłach ich wszystkich poprawić.
Bardzo proszę Was o opinie na temat mojego opowiadania.
Mówcie wprost co powinnam zmienić. Chcę stawać się coraz lepsza. Ostatnio brakuje mi twórczej postawy i siłą próbuję ją wymusić, lecz niestety, nic z tego.

Dziękuję za uwagę.

2828 wyświetleń
44 teksty
2 obserwujących
  • 4 November 2010, 17:14

    : >>>

  • baśka_

    6 July 2010, 21:33

    a co do tych prywatnych wiadomości..
    np. wchodzisz na mnie i tam po prawej stronie masz Możliwe akcje i dajesz prywatne wiadomości..
    no cóż przynajmniej coś w tym stylu :P

    ps. jeszcze co do twojego opowiadania, jedyne co mi się w nim nie podoba to te angielskie oznaczenia części, ja wolałabym polskie ;)
    Znaczy, to się średnio ma do tego opowiadania no ale, ty jesteś artystką rób po swojemu :P
    pozdrawiam ;)

  • Bettie

    6 July 2010, 14:05

    Ojj, bardzo dziękuję za takie opinie. Nawet się nie spodziewałam, że tak pozytywne oceny będą określać moje opowiadanie. Myślałam, iż jest ono napisane zbyt chaotycznie, ponieważ wcześniejsza wersja była napisana odrobinkę inaczej i wydarzenia wcześniejsze poplątały się troszkę z późniejszymi.

    Do Baśki:

    Oczywiście, Dakota przetłumaczy te słowa i zdradzę, że pomoże jej w tym Feliks.;)Dziękuję za sugestię poprawy i czekam na kolejne.;)

    Do Amelii:

    Oczywiście, będę się starała żeby następny ciąg szybciutko tu dodać, lecz nie wiem czy to wyjdzie, dlatego niczego nie obiecuję, bo jak pisałam wcześniej, brak mi inwencji.:(
    _____________________________________

    Chciałabym zapytać jak wysłać wiadomość prywatną, bo bardzo chciałabym porozmawiać z osobami, które dodają mi opinie, ale niestety, zalogowałam się dopiero niedawno i po prostu nie mam o niczym pojęcia... Czekam aż mnie uratujecie.;)

    B.Dziękuję za pozdrowienia i ja także pozdrawiam.;*

  • baśka_

    6 July 2010, 12:37

    jest świetne naprawdę
    nic nie musisz zmieniać ale przydałoby się żeby bohaterka powoli zaczęła wyjaśniać te łacińskie słowa, ale to tylko moja propozycja
    czekam na ciąg dalszy :P

  • 5 July 2010, 23:13

    Wciągające opowiadanko... genialne. Zafascynowało mnie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam ;))