Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wybrańcy Niebios cz. 1

Seraphim

Seraphim

Od zarania dziejów codzienność świata przeszywa jedno na pozór proste dla istoty rozumnej pytanie:

„Czy istnieje Dobro i Zło”

Pewnie i Ty zadajesz sobie to pytanie … Nam śmiertelnym poznać odpowiedz jest dane dopiero po spotkaniu się ze Stwórcą , o ile też istnieje! Odłóżmy to pytanie na później , a teraz przysiądź i posłuchaj mojej opowieści…

Opowiem Ci o pewnej historii , która wydarzyła się w czasach epickiego świata , gdzie na niebie nie widniały tylko gwiazdy, życie przeplecione było magią mitycznych bóstw, a na ziemi żyły znaaacznie inteligentniejsze istoty niż ludzie tacy jak ja i Ty Mój drogi!

Opowiada ona o wędrowcach przemierzających bezkres znanego i nieznanego mi świata , a tak że ich heroicznej walce wraz ze wszelakimi istotami , które walczyły i ginęły za wspólna sprawę… , Jednak! Największa rola przypadła istocie , wydawało by się naj mniej tego godną , zuchwałą , kruchą i przesiąkniętą niegodziwością!

Zwała się ona „Człowiekiem” ….Jednak ludzie mają coś czego brak innym stworom tego świata! Mianowicie posiadają największą moc z pośród wszystkich innych stworzeń do czynieniu cudu. Wydawało by się nadludzka jest ta moc, a zwie się ona Wiarą… Wiarą by walczyć! Za honor! Za chwałę! Do zwycięstwa! W na pozór przegranej sprawie… Wiarą , że dobro istnieje…

Postaram się jak najlepiej opowiedzieć Ci tę historię , a nadzwyczaj dobrze ją pamiętam, nadzwyczaj…

Jej koniec był ostatnim dniem… mojego życia.

The Chosen Ones Of Heaven

Nazywam się Van Inefer ,byłem Diakonem Bitewnym na usługach Jarla Severina, Władcy ziem otaczających twierdze Ineverss. Najwspanialszej warowni jaka powstała na ziemiach całego Imperium Verdanu Z murami pnącymi się do nieba ,ponad horyzont otaczających jej lasów, pól i bezkresu oceanu nad którym górował Kapitol ,a na samym jego szczyćcie dumnie powiewał sztandar Ineverss!

Niegdyś mojego domu…

Nie znałem mojej matki ,zmarła przy porodzie. Bardzo lubiła patrzeć w gwiazdy, hmm w każdym razie tak mi opowiadali . Podobno była jedną z najpiękniejszych kobiet dworu , aż ojciec musiał się o nią pojedynkować w turnieju .Natomiast on sam był jednym ze zbrojnych straży przybocznej Jarla . Wielkim Tanem! Zginął w bitwie pod Narrem na kruczym polu , gdy uchronił Jarla przed śmiercią , jednak sam przypłacił to życiem. Miałem 9 lat i zostałem całkiem sam. Jarl w podzięce nakazał wysłać mnie do zakonu gdzie praktykowałem Święte pisma i fechtunek do póty, do puki nie byłem gotów by wraz z reszta stanąć do walki w imię Chorągwi Ineverss . To tyle o mnie , nie ma co robić z gęby holewy ….

Chorągwia była dla nas największą świętością. Przedstawiała ona Gryfa w cudownej, lśniącej zbroi , dzierżącego „Anchael” święte ostrze. Zasada była prosta , za wszelką cenę nie dopuścić by sztandar padł . Puki powiewał nad polem bitwy inicjatywa była po naszej stronie!

Natomiast nasi zbrojni słynęli z odwagi , dzierżyli oręż godny herosów! Ciężki zdobiony Gryfem na piersi pancerz zakrywał ich całe ciało , a na głowie zwieńczenie płytowym hełmem , który nadawał im niebiańskiej poświaty. Posługiwali się trzema mieczami . Pierwszy nosił miano „Nader Claymore”. Claymore ma głownię dłuższą i nieco szerszą niż typowy długi miecz. Rękojeść jest przystosowana do trzymania dwoma rękami. Jelec i głowica mają odstające kolce u podstawy .Miecz ten jest dość ciężki, co uniemożliwia szybkie uderzanie. Służy głównie do zadawania potężnych cieć zza głowy lub znad ramienia. Zbrojni doczepiali go na płytach pancerza który chronił plecy. Tym ostrzem potrafili przepołowić przeciwnika , wraz z jego zbroją która kruszyła się pod naporem naszej stali , a nawet powalić jednym cięciem Norskiego niedźwiedzia czy Orka! Drugie ,najbardziej szlachetne jednoręczne ostrze „Akvist” wraz z Herbową tarczą zdobioną w zależności od pochodzenia klanu tworzył podstawowy ekwipunek w walce w zwarciu. Trzeci najkrótszy miecz „Eduj” , był schowany za tarczą. Służył by w razie potrzeby dobyć go i dźgnąć przeciwnika w szyję tam gdzie nie zasłaniała zbroja, pewnym stopniu to była ostatnia linia obrony zbrojnego.
Byliśmy niestety ubodzy w konnice , także Zbrojny w razie potrzeby łapał za lance i dosiadał wierzchowca.

Aaaa i nikt inny nie mógł się poszczycić tak mocarnymi Tarczownikami ! Potrafili przełamać się tarczą i własną piersią przez zastępy wroga jak grom przerzynający niebo podczas pochmurnego zmierzchu ! Szerząc przy tym przeraźliwy lęk w oczach naszych przeciwników. Nie byli tak opancerzeni i zarazem dostojni jak zbrojni . Chroniła ich zdobiona gryfem tunika na kolczudze z kapturem , płytowe buty i tarcza .Tarcza którą dzierżyli zakrywała ich począwszy od goleni skończywszy po szyję i była dla nich największa dumą .Wzór na tarczy przedstawiał skrzydła Niebianina , rozpostarte nad świętym Anchaelem.
Odkąd zostali oderwani od matki szkoleni byli w walce na włócznie , a i nie mniej biegle potrafili walczyć mieczem!

A także i my Diakoni Bitewni . Trzon wiary naszych legionów, duchowni zakuci w stał , dzierżący broń przeciwko ciału i słowo przeciwko plugastwu! Latami uczyliśmy się Słowa w zakonie pod przewodnictwem mnichów, a nasz ekwipunek był poświęcony w ogniu Thora!
Zaklęta pozłacana zbroja z wykutym złotym krzyżem zwisającym na piersi i krwistą peleryną powodowała ,że darzono nas niebywałym respektem . Brak hełmu odkrywał nasze gołe glace a w ręku dumnie trzymaliśmy Młoty Bitewne. Pozłacane wielkie młoty! Przyozdobione Gryfimi pazurami czy całymi posturami gryfa, miały na celu siać zamęt w umysłach naszych wrogów. Najbardziej jednak budziły one strach w nieumarłych… Zamiast tarczy chroniło nas "Słowo Anchaela" zawarte w księdze przykutej łańcuchem do boku napierśnika. Dzięki niemu mogliśmy wezwać na siebie pokutne siły , które wspierały nas podczas boju. Jak dziki Jaagar byliśmy nie do zatrzymania wobec plugastw zła!

Ineverss nie była jedyną placówką ludzi w Verdan. Świat jest olbrzymi ,a i ludzi jak choroby można znaleźć wszędzie. Widziałem wiele pięknych miast , Usgard, Braga, Gideon czy Dragonfall przytłaczający świetnością naszą Ineverss. Jednak nasze miasto było twierdzą! Nie zdobyta od wieków, strzegła północnego krańca świata , Kupieckiego traktu z Wormad oraz szczytniejszy cel „Strzec równowagi między złem ,a dobrem …” Z dala słychać było nieustanny szczęk stali niosącej się z naszych placów zaprawy bitewnej. A żar topionej rudy w naszych kuźniach wydawał się czasem nie do zniesienia .

Twierdza wytrzymała nie jedno oblężenie trwające nawet nie jedno kroć parę dobrych wiosen.
My urodzeni w ostojach warowni od poczęcia mieliśmy we krwi jeden cel… Urodziliśmy się by walczyć!

Sam przeżyłem nie jedno, dziesięcioletnią wojnę z Festonami . Nie byli dla mnie wielkim wyzwaniem , no cóż , ale ich wielka parskata postura dawała się wykazać gdy trzeba było ich łeb rozbić na śrot!
Bo jak by ich inaczej zabić?! Założę się ,że ze zbroi nie wychodzili nigdy , bo wrastała im się w cielsko.

Grzech było by nie wspomnieć o Khijantach. Sierścite nadzwyczaj zwinne kupy mięcha! Nie raz rozbijali się o nasze fortyfikacje jak morska fala o skaliste wybrzeże, lecz na otwartym terenie nie jeden z nas padł od sztyletu wbitego pod strzemiona pancernej blachy.

Aa… A i zafajdane Leśne elfy! Się trafiały… Nigdy nie mieliśmy z nimi oficjalnej wojny , bo i nigdy nie wyszli otwarcie nam naprzeciw , są zbyt sprytne ,wiedza doskonale , że by nam nie podołali . Ich strzały ledwo radziły sobie z orkowymi pancerzami i ich grubą skórą . Musieli celować im w pachwiny i łączenia orkowych płyt, ale naszych żołnierzy przerzynały bez większego problemu.

Widziałem zatem wiele , jak i wiele przelałem krwi, lecz tego dnia strach… wdarł się nawet i do mego serca…

Rozdział 1 "Inwazja Legionu Ciemności"

Ostatni siew trzeciego wieku Alduina. To był spokojny dzień… Spokojny…(Zamyślony) Spokojniejszy od wszystkich innych. Wydawało by się ,że nic nas nie zaskoczy. Wartownicy byli rozweseleni chmielnym trunkiem. Ja jak co dzień chciałem się udać do karczmy pod „Miętowym Dębem” zalać ryj, zapomnieć i mieć święty spokój… Nic bardziej mylnego nie mogło mi tego dna wpaść do głowy ….

Zapadł zmrok. Słońce szybko zaszło za horyzont , a nad Ineverss zebrały się na pozór zwyczajne ale bardzo gęste czarne chmury. Zanosiło się na burze… Zwyczajną letnia burze.
Szedłem do karczmy prosto z zakonu, lubiłem pijać w zbroi , być zawsze gotów. Spojrzałem w niebo i z uśmiechem mruknąłem pod nosem:

-No lepszej pogody do picia wymarzyć sobie nie mogłem.

Mijałem bawiące się dzieci , ganiające za sobą niczym motyle na pastwisku. W tedy.. ich uśmiech był ostatnim jaki widziałem …

Dochodziłem właśnie do karczmy. Już byłem w niej jedna nogą! W tedy z niebo spadł pierwszy grzmot! A dźwięk rogów przeszył przeraźliwie serca wszystkich z nas! Nie byliśmy przygotowani. Nie na coś takiego…

Strażnicy krzątali się na murach łapiąc za łuki i strzały jakie leżały pod ręką, zaczęli wrzeszczeć ze strachem w oczach:
- Nadchodzą! Z północy! Nadchodzą !
Wybiegłem na wzniesienie fortyfikacji . Otworzyłem usta ze zdziwienia, a moim oczom ujrzał się ich widok…

CDN....

http://www.youtube.com/watch?v=_zeBji5vuSY

29 wyświetleń
4 teksty
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!