Nie wiem od czego zacząć i co dokładnie napisać, bo mam jeden wielki syf w głowie...
Chciała bym wyjaśnić, że już naprawdę straciłam zaufanie do ludzi, bo czasem boję się samej siebie, boję się co zrobię jutro
kiedy myślę o tym ile błędów popełniłam w życiu. Ile razy zaufałam bezgranicznie ile razy wybaczałam kiedy moje serce pękało
i nie przypominało serca... Chciałam być tylko szczęśliwa i wiedzieć, że komuś naprawdę na mnie zależy, chciałam wiedzieć, że jestem komuś potrzebna i, że ten ktoś będzie uśmiechał się na mój widok i mówił, że mnie kocha, chciałam tylko żeby władał moje ręce do swojej kieszeni,
kiedy będzie mi w nie zimno, chciałam tylko, żeby patrzył mi w oczy i mówił, że jestem jego całym światem, chciałam tylko poczuć się jak ukochana kobieta, chciałam a po raz kolejny zostałam zraniona i niby dlaczego, przecież za każdym razem kochałam...
Kochałam z całego serca i chciałam być tylko jego własnością, tylko tego... Może robiłam coś nie tak, sama nie wiem, a może nie dorosłam do miłości tak jak twierdzi bardzo dużo ludzi ok. 15 lat starszych ode mnie no, ale jeśli nie ma miłości w moim wieku to co to serce odpierdala?
Boże wiem, że modlę się do Ciebie tylko wtedy kiedy coś chcę, ale jestem tylko człowiekiem, a przecież to Ty mnie stworzyłeś, a więc dlaczego nie stworzyłeś mnie lepszą?
Gdyby to było potrzebne stworzyłby cie idealną.. Ale stwierdził że jesteś już dość idealna jak na człowieka;) Nie martw się, jak Bóg tak chciał to miał do tego powód a serce zawsze takie jest :P pozdrawiam ;)