Menu
Gildia Pióra na Patronite

SEZON OGÓRKOWY

fyrfle

fyrfle

Lipiec. Wakacje. Urlop. Wczasy. W tym roku wybraliśmy się ze znajomym małżeństwem, też eks policjantów, do mojej rodzinnej leśnej osady. Teraz to obszar Natura 2000. Zaraz następnego dnia po przyjeździe powędrowaliśmy do dwóch jezior. Żonom rozpaliliśmy ognisko nad jednym z nich, a my łódką popłynęliśmy po tym mniejszym, zachwycając się idealnie przeźroczystą wodą, żółtym piaskowym dnem i ławicami pływających pod nami ryb. Były karpie, liny, płocie, karasie, leszcze, okonie i szczupaki. Jezioro było płytkie. Od pół metra do metra głębokości. W wodzie rosły ogromne modrzewie, świerki, wierzby i olchy oraz lipy, które akurat kwitły, zwabiając swoim intensywnym zapachem tysiące pszczół. Było rajsko.

Popłynęliśmy do jednego z brzegów jeziora porośniętego gąszczem młodych olch i brzóz. Było tam mokro i wilgotno. Z łodzi widzieliśmy kapelusze gęsto rosnących pod nimi kozaków czerwonych i brązowych, a ja przypomniałem sobie, jak z tego miejsca wędkowałem i złowione ryby przenosiłem do rowu, który wykopaliśmy na naszym przydomowym polu. Dzisiaj, nie bacząc na nas do wody zaczęły schodzić łanie. Po kolei z gąszczu młodych brzózek i olch zaczęły schodzić do wody i taplać się w niej. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jak to jest, przecież od tamtego czasu minęło 42 lata najmniej, a brzózki są wciąż brzózkami, nie szacownymi smukłymi brzozami. Pamiętałem, że tata ciął ich gałęzie na miotły, które każdego wieczoru misternie i kunsztownie wyrabiał.

Moje rozmyślania przerwał jednak samiec jeleń, który wynurzył się z młodnika po czterech łaniach. Zatrzymał się nad łodzią i nami, schylił łeb, groźnie spojrzał i wydał pomruk niezadowolenia. Po czym próbował ugryźć znajomego w głowę. Odsunął głowę, a ja powiedziałem - odpływajmy!

Zaczęliśmy szybko i gwałtownie wiosłować, a jeleń napierał na łódź i groźnie wręcz rżał. Piana puściła mu się z pyska i próbował naskoczyć na dziób łodzi, gdzie siedział znajomy. Wreszcie udało mu się i spowodował, że wypadliśmy do wody. Na szczęście była płytka i natychmiast ogarnęliśmy się i wiosłami zaczęliśmy okładać jelenia. Ten w odpowiedzi gryzł znajomego. Cofając się dobrnęliśmy do wyspy. Znajomy walczył ze zwierzęciem, a ja wspiąłem się na dość stromy kamienisty brzeg i z niego zacząłem rzucać w rozjuszone zwierzę wielkimi kamieniami. Znajomy zakrwawiony wydostał się na brzeg, a mi udało się powalić napastnika kamieniami. Padł w wodę, a łeb leżał na kamienisto - żwirowym brzegu. Oczy miał szeroko otwarte. Dyszał.

Zrobiło mi się go bardzo żal, ale w tym momencie od wschodu usłyszałem złowrogie dudnienie. Niebo było sine. Nadchodziła gigantyczna ulewa, która była coraz głośniejsza i coraz bardziej zbliżała się groźnymi strugami deszczu, wywołującego na powierzchni jeziora gejzery bluzgów. Huk! Uświadomiłem sobie, że drzwi do sypialni przeciąg zamknął. Pierwsza pięćdziesiąt. Ty śpisz. Nic Cię nie rusza. Odwróciłem głowę do okna. Tuje sąsiada prawie leżą, tak wygiął je wiatr. Ulewa wali o blaszany dach.

Sen letni. Kochany mózg. Sztuki Szekspira nie pamiętam. Moje noce podrzucają mi moje bajki. Ciekawe bardzo nonszalanckie opowieści. W mojej osadzie dzieciństwa nie było takich jezior, były poniemieckie stawy, w których łowiliśmy karasie i nad którymi rosły młodniki z grzybami, a Tata ucinał gałęzie na miotły. Nie utrzymuje bliskich kontaktów z byłymi kolegami z pracy. Wybieram się w tamte strony, więc może to sobie mózg wziął za iskrę swojej weny. O jeleniu i znaczeniu może lepiej nie dywagować.

297 780 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!