Menu
Gildia Pióra na Patronite

Mądra dziewczynka

mikki

mikki

Lena rzuciła trobę pod krzesło. Podgrzała na patelni wczorajszy obiad i włączyła komputer. Zalogowała się na portale społecznościowe i jak codzień, udając, że wszystko jest w porządku, napisała kilka komentarzy przerywanych wesołymi emotikonami. Podroczyła się z przyjaciółkami na GG i wyłączyła komputer. Spojrzała na zegarek. Dochodziła czwarta po południu. W domu będzie pusto do ósmej. Lena wstała więc i otworzyła szafę. Odsunęła bluzki i wyjęła paczkę najtańszych papierosów i zapalniczkę.

Jaka ty jesteś słaba - szepnął jej wewnętrzn głosik.
Zignorowała go jednak i podpaliła pierwszego papierosa. Mocno się zaciągnęła. Nienawidziła, tego, że nie potrafi poradzić sobie inaczej ze swoimi problemami. Wiedziała, że już dawno się uzależniła, wiedziała, że im dłużej pali, tym trudniej będzie przestać. Ta myśl ją denerwowała. A aby się uspokoić, zapalała kolejnego papierosa. Uwielbiała zapach dymu papierosowego, jego wygląd, smak, a jednak chciała przestać.
Pierwszy do domu wrócił ojciec. Jak zwykle zmęczony i niechętny do rozmowy. Obrzucił Lenę jedynie krytycznym spojrzeniem i mruknął:
- Nie powinnaś jeść tyle czekolady. Wiesz, jak łatwo jest przytyć, przecież jesteś mądrą dziewczynką.
Paznokcie Leny automatycznie wpiły się w skórę dłoni, zęby przygryzły język do krwi. Bez słowa wróciła do swojego pokoju. Te czternaście słów, wypowiadanych codziennie od dziesięciu lat, wywoływało w niej takie wybuchy agresji, że ledwo powstrzymywała się od zdemolowania pokoju. Za pierwszym razem je zignorowała, ale ojciec nie dawał za wygraną. Wydawał się ślepy na fakty. Lena nigdy nie miała nadwagi. Ba, była nawet zbyt chuda jak na swój wzrost. I ta "mądra dziewczynka". Wszyscy uważali ją za chodzący ideał. Mądrą, uroczą, grzeczną do bólu. Każde odstępstwo od reguły wywoływało u jej znajomych rekacje podobne jak na wybuch wojny atomowej.
Zakłęła pod nosem. Dłużej tego nie mogła wytrzymać. Poszła do łazienki. Kilka szybkich cięć żyletką nie podniosło jej na duchu, ale patrząc na krew kapiąca do zlewu, Lena miała wrażenie, jak wypływają z niej wszystkie jej żale. Zadziałało to zupełnie jak rozmowa z przyjacielem. Tak właściwie to nie była pewna, jak działa rozmowa z przyjacielem, bo nigdy jej nie odbyła, z prostego powodu: nigdy z nikim się nie zaprzyjaźniła.
Opłukała rękę zimną wodą. Wróciwszy do pokoju, natychmiast położyła się spać i usnęła.

Następnego dnia rano jak zwykle miała nadzieję, że tego dnia wszystko się ułoży. Radośnie wyszła do szkoły. Ulice Starego Widzewa nie były zbyt bezpieczne, dlatego szła szybko, nie oglądając się za siebie.
Gdy tylko zabrzmiał pierwszy dzwonek, wiedziała, że jej poranna nadzieja była płonna. Najpierw kartkówka z geografii, później historiii angielskiego. Tylko cudem udało jej się wydobyć z pamięci potrzebne informacje. Na następnych lekcjach już nie słuchała. Miała dość tej durnej szkoły, durnych koleżanek i jeszcze gorszych kolegów. Ze złości kilkakrotnie wbiła sobie cyrkiel w nogę. Na czarnych spodniach nie było widać krwi, a fizyczny ból trochę ukoił nienawiść do wszystkiego wokoło.
Po ostatniej lekcji ubrała się szybko, nie czekając na nikogo. Po co, skoro na nią nikt by nie poczekał? Mieszkała na odległym od szkoły osiedlu, jakimś cudem wszystkim nie po drodze. W domu było jak zwykle pusto i ponuro. Wypaliła parę papierosów, ale dzisiaj nawet one jej nie pomagały. Życie było beznadziejne. Po co dalej je wieść...
- Nic mi się nie udaje! - wrzasnęła do ściany. - Jestem głupia! Idiotka! Kretynka!
Łzy jak grochy zaczęły spadać z jej nieumalowanych policzków. Uderzyła pięścią o biurko. Nie mogła pohamować płaczu. Nie miała siły iść do łazienki po żyletkę. Otworzyła szafkę, gdzie trzymała leki przeciwbólowe. W małym słoiczku było piętnaście tabletek.
"Powinno wystarczyć" pomyślała. Połknęła pierwszą tabletkę. Drugą. Trzecią. Czwartą i kolejne.

Ojciec Leny zdenerwowany otwierał drzwi do domu.
- Czemu ona się nie domyśli, żeby pomóc starmu ojcu... - mruczał pod nosem.
Drzwi w końcu ustąpiły. Ojciec Leny rzucił teczkę na fotel i poszedł do pokoju córki by udzielić jej nagany za bezduszność. Już miał zacząć kazanie, gdy zobaczył Lenę leżącą na podłodze ze słoiczkiem po leku w zaciśniętej pięści. Jego córka była zimna i martwa.

8924 wyświetlenia
58 tekstów
1 obserwujący
  • BlueCard

    12 September 2010, 18:05

    podoba mi się ! Pisz jeszcze ;))

  • 12 September 2010, 16:29

    :> genialne.