Menu
Gildia Pióra na Patronite

Z dala od ciebie

Spero

Spero

- Już rozumiem - jego głos był zachrypnięty i odbijał się echem od prawie pustego pomieszczenia.
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, nie potrafiąc dostrzec żadnej logiki w wypowiedzianym przez niego zdaniu.
- Rozumiem - powtórzył, patrząc jej w oczy.
Odwróciła głowę, nie mogąc znieść jego spojrzenia. Udając, że nie usłyszała, wróciła do zakładania butów.
Przez ostatnie lata spotkali się zaledwie kilkanaście razy. Zazwyczaj z powodu czyichś urodzin lub huczniejszych spotkań organizowanych przez ich wspólnych znajomych. Zamieniali wówczas ze sobą dwa, góra trzy zdania, których wymagała grzeczność, by później unikać się do końca wieczoru. Początkowo przyjaciele chcieli ich pogodzić, sprawić, by gdy staną na przeciwko siebie, nie zapadała krępująca cisza. Jednak po kilku pierwszych, nieudanych próbach poddali się, przyzwyczajając się do faktu, że wszystko się zmieniło.
Zmiana nie przyszła powoli, by można ją było milcząco zaakceptować. Pewnego dnia on wstał, spakował swoje rzeczy, zostawiając jej na pustej półce karteczkę z lakonicznym, nic niewyjaśniającym zdaniem "Odchodzę" i zamknął za sobą drzwi. Nie przejął się wiszącą na wieszaku sukienką, którą miała założyć tego wieczoru z powodu kolacji, na której mieli oficjalnie ogłosić, że sie zaręczyli. Nie zwrócił uwagi na nowe, czerwone szpilki, które kupiła jedynie ze względu na jego miłość do wysokich butów. Odwrócił się i zniknął z jej życia, zostawiając po sobie jedynie nic nieznaczące słowa i złamane obietnice.
Ona sięgnęła dna. Mimo wewnętrznej woli walki i chęci powrotu do normalności, długie tygodnie musiała zmuszać swoje płuca do oddychania i serce do miarowego pompowania krwi. Cierpliwie uczyła się kontrolować własne łzy, tak, by nie płynęły, okazując wewnętrzny ból. Nauczyła sie milczeć zamiast krzyczeć ze złości. Po kilku miesiącach, jak gdyby nigdy nic, wzięła taśmę klejącą i ze wszystkich sił starała się posklejać swoje rozbite serce.
Gdy spotkali się po raz pierwszy, nie mogła powstrzymać grymasu cierpienia, który natychmiast wykrzywił jej twarz. Usłyszała jego śmiech, gdy tylko przekroczyła próg salonu, a później dostrzegła jego rękę obejmującą w pasie inną kobietę. Serce zamarło, taśma odkleiła się w niektórych miejscach, jednak jej wzrok pozostał obojętny i pozbawiony buzujących w niej uczuć. Usta nie wygięły się w uśmiechu, nie potrafiła zmusić swoich strun głosowych, by odpowiedzieć na jego powitanie. Wyszła, wiedząc, że jeszcze nie umie go tolerować.
Wtedy zaczęła się jej nauka wybaczania. Próbowała go wytłumaczyć przed samą sobą. Przebaczyć i pójść dalej ze swoim życiem. I chociaż z każdym ich wspólnym spotkaniem było z nią coraz lepiej, mimo że serce już nie zamierało, a nowa, mocniejsza taśma, nie odklejała się, jej świat nie był już taki sam. On, odchodząc, nauczył ja strachu przed drugim człowiekiem, przed zbliżeniem. Strachu, którego nie potrafiła się pozbyć lub zignorować. Zaakceptowała ich rzadkie spotkania i wymieniane powitania, jednak nie potrafiła zaakceptować nikogo nowego w swoim życiu. Zatrzymała przy sobie starych przyjaciół, ludzi, których znała od lat, nie dopuszczając do siebie nikogo nowego, zbyt przerażona, że i on pewnego dnia będzie mógł odejść, zabierając ze sobą jej zdolność do samodzielnego oddychania...
A teraz, w tym ciasnym, słabo oświetlonym przedpokoju, zostali tylko we dwoje. Z salonu dobiegała jeszcze cicha muzyka, sugerująca, że spotkanie jeszcze się nie skończyło. Gdzieś tam, na jednym z tych miękkich, brązowych foteli siedziała jego nowa partnerka w wysokich, czerwonych szpilkach...
- Lisa, rozumiem! W końcu rozumiem - jego krzyk sprawił, że była zmuszona na niego spojrzeć. Klęknął przed nią na ziemi, przez co ich oczy znalazły się na tej samej wysokości.
- Co rozumiesz? - jej głos był zimny, wbrew drżącym jej dłoniom.
- Rozumiem dlaczego, mnie unikałaś. Rozumie, dlaczego się bałaś. Rozumiem, co ci zrobiłem wtedy, odchodząc bez słowa...
- Nie - przerwała mu, zdziwiona stanowczością pobrzmiewająca w jej głosie. - Nic nie rozumiesz. I nigdy nie zrozumiesz. A ja... ja nawet nie chcę, żeby rozumiał. Już nic od ciebie nie chcę. Pragnę jedynie, żebyś odszedł i zostawił mnie w spokoju. Żebyś zniknął i nigdy więcej nie przypominał mi, że istniejesz.
- Lisa! Błagam, wysłuchaj mnie! Ja potrzebowałem czasu. Potrzebowałem lat i nowych ludzi, by pojąć, jak mocno cię zraniłem, jak bardzo moje zachowaniem na ciebie wpłynęło. Chcę to naprawić. Chcę naprawić nasze kontakty, przestać udawać, że cię nie widzę na ulicy czy mijać bez słowa w sklepie. Zachowywać się, jakby codziennie nie myślał o milionie spraw, którymi chciałby się z tobą podzielić...
- Skończ - nie mogła go słuchać. Ignorując jego przepełnione smutkiem spojrzenie, wstała. Taśma na jej sercu zadrżała, jednak wytrzymała. Wstrzymała oddech i skierowała się w stronę drzwi. - Dobranoc - odparła, naciskając klamkę i wypuszczając cicho powietrze.
Odgłos stukotu jej beżowych szpilek rozchodził się głuchym echem po pustej ulicy, podczas gdy on usiadł na niskim taborecie, ukrywając twarz w dłoniach, za późno pojmując, że niekiedy odchodząc, można już nie dostać pozwolenia na powrót...

15 735 wyświetleń
178 tekstów
20 obserwujących
  • lechitka

    5 April 2012, 21:45

    Piękne i prawdziwe jeśli chodzi o dawanie "drugich" szans - bo przecież nie odpalimy drugi raz tej samej zapałki.

    Pozdrawiam i kocham Twoje opowiadania :)

  • Albert Jarus

    2 April 2012, 15:52

    trudny temat,a tak chciałoby się powiedzieć "daj spokój zyj dalej..."
    ładne uczucia, bardzo mocne

  • 1 April 2012, 18:32

    Wzruszyłam się. Nie ma drugich szans.

  • Sheldonia

    1 April 2012, 18:27

    Każdy dzień, kiedy dodajesz coś nowego jest dla mnie małym świętem:) Ja tak uwielbiam te Twoje opowiadania.
    Co do treści... Smutno. Ale jakże prawdziwie... Wielu ludzi nie zasługuje na następną szansę.